poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Pierwszy dzień w NY

Podekscytowany wysiadłem z metra. Dzisiaj w planie nie miałem dużo rzeczy, chciałem najpierw „poczuć” to miasto. A jest ono bardzo przejmujące. Gdzie się człowiek nie obejrzy, to widzi coś znanego, coś sławnego, czasem chce się patrzeć wszędzie na raz, bo zmysły człowieka atakują zapachy, smaki, dźwięki i obrazy, które chce się połączyć w jedną całość, chce się je ujednolicić, znaleźć źródło… ale tutaj nie da się tego zrobić :-). Jest tego za dużo na raz :-). Najpierw trafiłem pod budynek nowojorskiej giełdy (jednej z kilku), potem na Broadway i statuę byka z brązu symbolizującego wzrosty cen akcji na Wall Street. Jednak dzisiaj chciałem przede wszystkim popłynąć darmowym promem na Staten Island, by zobaczyć z daleka Statuę Wolności i sprawdzić, co jest poza Manhattanem, zanim się w niego zanurzę. Akurat na Staten Island niestety nie ma nic ciekawego. Sypialnia NY, choć mam wrażenie, że osiedlona głównie przez uboższych meksykanów. Z moich obserwacji wynika, że Brooklyn i Bronx „należy” do czarnoskórych obywateli (hotelik mam na Brooklinie i oprócz mnie, to prawie nikogo innego białego nie widziałem). Manhattan jest zdominowany przede wszystkim przez turystów :-). A w Queens, czwartej dzielnicy NY, nie byłem. Jest bardzo daleko od centrum i nie mam kiedy i po co tam jechać. Niemniej pisząc o czarnoskórych, nie chcę, by ktokolwiek odebrał to w negatywny sposób. Na oko ma się wrażenie, że we wspomnianych dzielnicach czarnoskórych jest z 96% :-). Niemniej czuję się tam równie bezpiecznie, jak w innych miejscach. Od początku, kiedy jestem w USA nie odnotowałem żadnego zdarzenia, które by mi w jakikolwiek sposób zagrażało, nie widziałem żeby komukolwiek działa się krzywda. Być może gdzieś w zaułkach Harlemu, może być niebezpiecznie, ale do tej pory w żadne takie miejsce nie trafiłem. Nie było żadnych filmowych napaści na banki ani pościgów policyjnych. Po prostu spokój :-). Czuję się w tym kraju bezpiecznie i w dzielnicach białych i czarnoskórych. I to nie ze względu na to, że jest to państwo policyjne, jak w Polsce wielokrotnie słyszałem. Wręcz przeciwnie. Policja robi swoje, widać, że jest, ale widać też, że tylko pilnuje porządku, nie wtrąca się w funkcjonowanie ludzi. Nikt nie zatrzymuje aut bez powodu, dopóki nie złamie się jakiegoś przepisu. Nie widziałem tu żadnych kontroli na drogach, nawet fotoradary to rzadkość. Po prostu widać, że policjanci są, ale nie wtrącają się w życie obywateli, póki ktoś nie złamie prawa. Aczkolwiek nie dotyczy to pieszych na Manhattanie :-D. Ci chodzą jak chcą, po prostu nie da się ich ogarnąć ;-). Są tu takie liczby ludzi (a to jeszcze nie jest sezon!), że samochody ledwo się tu mieszczą ;-). W niektóre ulice nikt autem nawet nie chce wjechać, bo stanie unieruchomiony przez pieszych ;-p.
Cały dzień spacerowałem w gąszczu tych wszystkich ludzików, ale czekałem na wieczór. Zaplanowałem sobie coś specjalnego :-). Mecz baseboll’owy New York Yankee! Tak, ta słynna drużyna, której logo na czapkach nosi cała masa ludzi, również w Polsce. Po meczu NBA, było to drugie wydarzenie sportowe, na jakie chciałem się wybrać. Pojechałem na Bronx, gdzie znajduje się stadion Yankee, szczęśliwy, że bilet kosztował mnie tylko 6 USD (przeciętna cena to 30-50 USD w tylnych rzędach). Stało się to dzięki temu, że od roku z firma MasterCard dopłaca 15 USD do każdego zakupionego biletu na mecz tej drużyny :-). Pewnie to jakaś marketingowa promocja, by właśnie tą kartą kredytową płacić za bilety, więc oczywiście chętnie z tego skorzystałem :-). Sam meczy nie był tak ekscytującym widowiskiem, jak mecz NBA. Tam się działo dużo więcej. Ale i tu też było fajnie :-). Szkoda tylko, że kompletnie nie mogłem zrozumieć zasad tego sportu ;-p. Okazało się, że na żywo to wszystko wygląda zupełnie inaczej niż przedstawiają nam w filmach, gdzie ktoś trafia w piłkę raz za razem i okrąża wszystkie bazy od razu. W prawdziwych meczach trafiają w piłkę rzadko, a co chwila zdarzają się jakieś wyjątki, które dodają drużynom jakieś punkty pośrednie za piłki stracone czy źle rzucone, złapane od razu, albo za wyautowanie przeciwnika. Naprawdę wydawało mi się to dużo bardziej skomplikowane. Jak wrócę do domu, to poczytam, o co tam w ogóle chodzi ;-p. Jednakże warto było się na to wybrać, to jednak było fajne przeżycie, kolejne zupełnie nowe dla mnie. Cieszę się, że to zaplanowałem w programie mojego zwiedzania :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz