Bourbon Street oczarowuje swoją atmosferą, aż strach
pomyśleć, co tu się dzieje, gdy jest Mardi Gras – święto końca karnawału. Coś
czuję, że ciekawość każe mi tu przyjechać jeszcze raz i sprawdzić to osobiście
:-). Dzisiaj jednak postanowiłem udać się w zupełnie inne miejsce, daleko od
miasta, gdzie jest cisza i spokój, dużo natury i zieleni.
Jean Lafitte National
Historical Park – nie mam pojęcia, czemu jest tu tak mało ludzi, co za
przepiękne miejsce! Nazwałbym je rezerwatem, jest masa zieleni, właściwie bagiennej,
tuż przy jakiejś odnodze Missisipi. Biali ludzie pojawili się tu około 1000 lat
temu. Indianie jeszcze wcześniej, około 2000 lat temu. Można tu spotkać,
żółwie, węże, jaszczurki a nawet aligatory, jest naprawdę pięknie, czuć pachnącą
wilgocią świeżość natury, fantastyczne miejsce na niedzielny spacer. Nie wiem,
czemu, ale park nazwano od nazwiska znanego pirata, potem korsarza, pływającego
po wodach Zatoki Meksykańskiej. Jego imieniem nazwano również miasto, ulicę i
nawet tawernę, o której już wcześniej pisałem. Byłem z resztą dzisiaj również i
w niej. Wyobraziłem sobie, że nie ma w niej bankomatu, telewizorów plazmowych
na ścianach i kamer w suficie… dotknąłem zimnych cegieł i wyobraziłem sobie, że
właśnie one widziały przed 243 laty towarzyszy tego pirata, sączącego tu rum.
Kto by pomyślał, że ponad 200 lat później ta tawerna będzie nadal działać i
będzie wręcz kultowym miejscem w NOLA (New Orleans, LouisianA). Bardzo lubię
miejsca, które przemawiają do mnie swoją przeszłością. Są już mocno zmienione w
porównaniu do pierwotnych miejsc, ale być może jakieś cegły „widziały” coś z
tamtych właśnie czasów… czułem się więc, jakbym przez chwilkę był tam właśnie wówczas…
Czas już pożegnać to niezwykłe miasto, miasto kontrastów
między ubogimi dzielnicami a bogatymi, między plantacyjną, niewolniczą
przeszłością a karnawałową zabawą, zniszczone huraganem Katrina, a jednak
ciągle przyciągające rzesze nieujarzmionych ludzi. Jutro rano ruszam do
Atlanty, z małym przystankiem na podobno jednej z najpiękniejszych plaż w USA –
w Pensacoli. Zobaczymy, co do zaproponowania ma Georgia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz