Długo zastanawiałem się z czym mi się kojarzy Portugalia. Nie bez przyczyny, mam bowiem zwyczaj z każdego odwiedzonego kraju przywozić jakąś drobną pamiątkę, która będzie mi się z nim kojarzyć. No i pieniążek :-). Zawsze zabieram ze sobą jakąś najmniejszą monetę z odwiedzonego kraju. No ale z czym kojarzy się Portugalia? Na razie nie przyszło mi do głowy nic oprócz Fatimy i Cristiano Ronaldo. Kraniec Europy w którym język robi wrażenie, jakby był na siłę zmieniony, po to tylko, by nie przypominał hiszpańskiego. Często brzmi śmiesznie, np. moim ulubionym słówkiem stało się 'Bombeiros' - Straż Pożarna :-). W życiu bym tego tak nie przetłumaczył, gdybym miał zgadywać co to słowo znaczy :-).
O ile Andaluzja leży na pięknych zielonych wapiennych wzgórzach, które wyrosły po zderzeniu się europejskiej i afrykańskiej płyty tektonicznej, o tyle wjazd do Portugali zmienił krajobraz na obficie trawiaste, ale dużo mniejsze pagórki. Aaa, no i już wiem dlaczego w Polsce nadal jest zimno. Wszystkie bociany zwiastujące wiosnę są w Portugali :-). Mają gniazda na lampach, a na każdym kościółku jest ich czasem kilka, fajnie to wygląda.
W miejscowości Faro postanowiłem zatrzymać się ponieważ na mapie było oznaczone dużą kropką, stolica regionu Algarve, z wieloma pozytywnymi opiniami i ładnymi zdjęciami. Jak już miałem okazję się nie raz przekonać, duża kropka na mapie wcale nie oznacza dużego miasta :-). Niecałe 60 tyś. mieszkańców to nawet bym powiedział, że dość małe miasteczko, ale za to bardzo urocze. Leży bezpośrednio nad takim jakby morskim dopływem. Mówiąc 'bezpośrednio' mam na myśli bardzo blisko :-). Jest ten dopływ, tory kolejowe i za nimi miasto :-). Fajnie to wygląda. Co prawda trochę daleko do plaży, około 8 km, za jedynym lotniskiem w tym regionie. Jednak na plażę tutaj się nie wybieram, bo tą będę miał w następnym mieście pod nosem :-). Poza tym pogoda jest iście tropikalna. Co 10 minut zmiana: słońce, chmury, opady, i tak na okrągło. Jednak to wcale nie zmienia faktu, że miasteczko jest urocze i fajnie się po nim spaceruje. Nie jest duże, więc w sumie 2 dni wystarczają na nie w zupełności. I nie pytajcie, co tu ludzie robią przez pozostałe 363 dni, bo nie mam pojęcia :-).
Zatrzymałem się w hoteliku o wdzięcznej nazwie BLA-BLA-BLA :-). Prawda, że oryginalna? Jednak nie wspominam o nim tylko ze względu na nazwę. Byłem w dziesiątkach a może i w setkach hoteli, hosteli i pensjonatów, ale tak czystego, zadbanego i dopilnowanego nigdy nie widziałem. Jest taki, jakby się weszło do własnego mieszkania, jest wszystko, absolutnie wszystko! To jest o tyle niespotykane, że zwykle w hotelach niskobudżetowych nie ma nawet papieru toaletowego. A ten po prostu olśniewa czystością i dopracowaniem. Jeśli tu będziecie, to nie szukajcie innego, szczególnie, że ten jest 30 metrów od dworca autobusowego.
Dodam jeszcze, że miasto pachnie rybami. Ale nie w sensie negatywnego smrodu, jaki jest zwykle w sklepach rybnych. Tu jest świeżo, a zapach jest takim zapachem oceanu. Lubię go :-). Silny wiatr wypełnia mocno nozdrza tym zapachem, a nad głowami ślizgają się po wietrze mewy... uroczo, naprawdę ;-).
Trafiłam przypadkiem - bardzo ciekawie piszesz, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :-) Staram się przekazywać jak najwięcej emocji z przeżywanej chwili, "na świeżo", że tak to ujmę :-).
OdpowiedzUsuń