Już jestem w Europie :-). Bonjour zamieniło się w Hola, dirhamy zmieniły się w euro (a razem z tym przelicznik wszystkich cen razy 4 zamiast dzielone na 3, jak było dotychczas - bolesne przeżycie w sklepie :-)), na ulicach prawie nie ma ludzi, a sklepy już o 14 w sobotę są pozamykane, nikt nie próbuje mnie rozjechać na pasach, wręcz przeciwnie, auta się zatrzymują, jak tylko widzą, że do pasów się zbliżam, nikt tu nie jeździ pod prąd, nie trąbi, nie ma straganów, jest cisza, spokój, czasem słychać tylko skrzeczenie mew, za to krajobraz ładniejszy - dookoła dużo zielonych wzgórz. Tak krótki dystans dzieli te dwa kraje, a tak duża różnica we wszystkim.
Miasteczko portowe Algeciras, chyba zajmuje się głównie przeładunkiem towarów, bo gdzie nie spojrzeć to same doki i dźwigi, w sumie nic ciekawego. Ot miasteczko, jak wiele innych. I do tego przywitało mnie dzisiaj lekkimi opadami, więc nie zachęca do spacerów, choć zrobiłem spore kółeczko dookoła portu, żeby nie było, że odpuszczam ;-p. Jednak jestem tu tylko przejazdem. Zatrzymałem się tutaj, żeby zobaczyć jutro Gibraltar i zastanowić się, po co Wielkiej Brytanii ten kawałek ziemi. Niestety ceny na Gibraltarze za noclegi są, z tego co się zorientowałem, kolosalne w porównaniu nawet z dość drogą Hiszpanią, więc dużo bardziej opłaca się te 10 km dojechać tam autobusem, zwiedzić przez cały dzień i wrócić do pensjonatu. Do tego Algeciras jest też dobrą bazą wypadową m.in. do Sevilli do której za dwa dni zamierzam się udać. Oby tylko pogoda się troszkę polepszyła. Jeśli chodzi o hotele, jest tu jeden obok drugiego a ceny za pokoik to około 10 euro za dobę. Odległość od PKSu 100 metrów, więc lokalizacja dobra :-). Zobaczymy jutro, co tam ciekawego jest na bym brytyjskim skrawku ziemi :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz