Stałem tam sam jeden, sam jeden pośród tysięcy innych ludzi, pomiędzy pięcioma różnymi grupami muzyków gnawa z pośród minimum piętnastu innych wybijających na placu afrykański rytm... każda z grup otoczona kilkudziesięcioma osobami tańczącymi i klaszczącymi w rytm przenikających się dzięków, w rytm przeszywających uszy bębnów... jakby nakładały się różne ścieżki dźwiękowe... ciemność rozświetlają bogato zdobione lampy berberyjskich sprzedawców strusich jaj i innych niespotykanych przedmiotów... dookoła unosi się zapach grillowanego mięsa i kadzideł... moje usta nadal mają posmak dopiero co wypitego soku z trzciny cukrowej... serce wpada w trans wybijany przez rytm bębnów... zamykam oczy dając ponieść się temu uczuciu... czuję pojedyncze krople deszczu na twarzy, unoszę głowę ku niebu i czuję, jak ciało przeszywają dreszcze... pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że nic więcej już nie musi się zdarzyć, że ta chwila może być już tą ostatnią, bo dopełnia wszystko... nic już więcej nie potrzeba...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz