18 maja 2010
Każdy dzień to przygoda. I każdy jest wielką niespodzianką. To takie ciekawe, gdy nie wiadomo, co dzisiaj będzie, co się zdarzy, kogo poznam. Jak już pisałem wcześniej, dzionek się zaczął od tego, że przemiły starszy pan zaprowadził mnie na stopa. Ruch niestety marny, a i do tego tylko lokalny. Żadnych aut jadących do Mołdawii, albo z jakimiś tablicami z Rumuni czy Bułgarii. Po godzinie próbowania, stwierdziłem, że nie ma sensu się męczyć i wskoczyłem do marszrutki. To znaczy zatrzymał mi się wcześniej jeden gość, ale chciał kasę, a że ja nie wiem ile bierze autobus na takiej trasie, to pewnie by ze mnie zdarł. Poza tym w autobusie bezpieczniej. Dojechałem do malutkiego miasteczka Reni, parę km od granicy. No i zonk :-). Nie ma autobusów żadnych stąd do Mołdawii. A tego dowiedziałem się od kierowcy taxi. Oczywiście zaoferował swoje usługi :-). Ale jak podał cenę 40 hrywien za 7 km (autobus wziął 15 hrywien za 65 km :-)), to go wyśmiałem i poszedłem na piechotę. Maszerowanie z plecakiem wychodzi mi coraz sprawniej. A ten marsz akurat był najfajniejszy ze wszystkich dotychczasowych. Podbiegały do mnie dzieciaki i pytały się skąd idę i dokąd, jakieś babcie na rowerach jadące do pracy zaczepiały mnie ciekawe, na co mi taki wielki plecak. Fajnie :-). Szczególnie, gdy wszyscy robili takie wielkie oczy, gdy mówiłem, dokąd idę. Dookoła świata? Na piechotę? :-).
Parę km dalej przejeżdżało wreszcie jakieś autko. Gość akurat przy samej granicy chyba pracował i tam mnie podwiózł. I powiem Wam, że dopiero dzisiaj, właśnie wtedy, gdy pierwszy raz przekraczałem kolejną granicę na własnych nogach, z plecakiem na plecach… poczułem się jak prawdziwy podróżnik. Nawet celnicy zrobili oczy, co tu robi taki gość, jak ja :-). Śmiesznie muszę wyglądać z plecakiem większym ode mnie :-). Ale ja już się nie przejmuję tymi uśmiechami, ani ciekawskimi spojrzeniami. Po prostu idę do przodu. I tak właśnie znalazłem się na terytorium Mołdawii. Znowu :-). Ale tym razem już mi przystawili pieczątkę. Po całych 3 km byłem już przy kolejnej granicy :-). Tym razem z Rumunią :-). Ja to się tylko dziwię Mołdawii, że za te tranzyty nie pobiera żadnych opłat. Tutaj i koło Odessy, nie da się nie wjechać na ich terytorium, bo to jedyne miejsca, gdzie się da okrążyć wodę.
Tia, tylko na tej drugiej granicy już nie chcieli mnie puścić :-). "Co znowu?" – myślę. Celnik pokazał mi auto i powiedział, że tylko w maszynie puszcza :-). Co za bezsens. Przecież nie każdy ma auto. Zawołał mi jakiegoś gościa, który dorabiał sobie przewożeniem ludzi przez granicę i wsadził mnie do jego auta :-). Jak się uzbierało jeszcze parę osób, to ruszyliśmy. A w tej granicznej taksówce, poznałem kolejną ciekawą osobę. Lena to pierwsza osoba, z którą mogłem wreszcie swobodnie porozmawiać po angielsku. Pogadaliśmy o tym, dokąd jadę i że śpię zwykle w namiocie w jakimś lesie. Razem z kierowcą, stwierdzili, że tutaj, gdzie jest tak dużo Romów, jest to bardzo niebezpieczne. Skoro lokalni mieszkańcy tak mówią, to lepiej się słuchać :-). I co zrobiła Lena? Zadzwoniła po brata, który przyjechał swoim autem i zawieźli mnie do taniego motelu :-). I jak tu nie wierzyć w dobre serce ludzi? Lena thank you for help! Za 15 dolarów mam pokoik. Warunki takie, jak za 15 dolarów, ale przynajmniej bezpiecznie. Jutro rano porobię jakieś fotki, bo jestem nad Dunajem, na pewno widoki są ładne, a później ruszę w głąb kraju. Z tego, co widziałem na mapie, jest tam więcej gór i lasów niż miast, więc mam cichą nadzieję, że będzie gdzie przenocować. A jeszcze lepiej, jak wreszcie, choć jeden raz zatrzyma się jakiś TIR prosto do Varny, bo jak na razie to same auta osobowe się zatrzymują (zwykle lokalne, krótkodystansowe). Nie wiem czy TIRy się boją, czy czemu tak. Myślałem, że jak widzą gościa z plecakiem, to nawet im na rękę, że będą mieli kogoś na długo do pogadania. Może się myliłem. Może nie są aż tak rozmowni :-). Jutro nowy dzień, nowe przygody. Ciekawe co tym razem mnie spotka :-).
A pamiętasz Paweł jak byłeś pierwszym przeciwnikiem nauki angielskiego na uczelni?? :D:D Non stop spierałeś się z naszym śmiesznym człowieczkiem, że nigdy nie będzie Ci potrzebny :D A jednak... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńmarcin, tokwos