25 maja 2010
Istambuł jest niesamowity! Jest piękny i taki… po prostu super! Choć tak ogromne to miasto, jest znakomicie zorganizowane i świetnie oznaczone. Bez problemu trafiłem rano do dzielnicy takiej… dla turystów :-) (a wsiadając do metra nie wiedziałem nawet dokąd jechać). Słuchajcie, jechałem tam metrem aż 20 przystanków :-). A ja myślałem że śpię prawie w centrum :-). A do prawdziwego centrum było jeszcze 20 km :-). Meczetów tu jest ze 20, ale najważniejszy i największy to Sophia Meczet i Meczet Niebieski - muzeum. Do tego obok jest tzw. Wielki Bazar… naprawdę wielki :-). Ma parę km2. Można oszaleć od ilości sklepów i towarów tutaj. Po drodze, gdy tu jechałem, minęliśmy setki sklepików. Widziałem je, bo to, co uważałem za metro, tutaj jest jakby… prawie jak tramwaj :-). Jedzie ulicą pomiędzy pasami dla aut. Tyle, żeby się dostać do wagonu, trzeba przejść przez bramki, jak w metrze. O tyle jest to fajne, że wszystko się od razu zwiedza. No, ale z tymi sklepikami… po drodze minęliśmy ich setki… a na tym bazarze… setki to były w jednej alejce :-). A każda alejka z czymś innym. A tych alejek też setki. Od guzików, przez sejfy, wagi, po przyprawy, słodycze, owoce, ryby, złoto, po prostu wszystko! Można oszaleć od patrzenia :-). 1 kg fig kupiłem tu za 10 zł :-). Mniejszych paczek nie sprzedawali. Tak samo te ich słodycze – 12 zł za paczkę. Objadłem się kebabów, fig, owoców, pół dnia po tym targu chodziłem. Niesamowity klimat. Ci wszyscy sprzedawcy oczywiście wydzierają się w niebogłosy, żeby u nich kupować :-). Ogólny harmider tworzy niesamowitą atmosferę. Tysiące ludzi w tych malutkich uliczkach. Czuję się tu jednak bezpiecznie. Jest dużo policjantów. Nawet przed każdym wejściem do marketu stoi ochroniarz i trzeba przejść przez bramkę do wykrywania metalu. Baa, nawet na tym targu były miejsca, gdzie sprawdzali wykrywaczem plecaki. Jedynie, czego mi żal to tych kobiet poubieranych w płaszcze. Ja mam na sobie same termo-aktywne ciuchy, naprawdę dobrej jakości i gotuję się w nich w tym upale. A one mają chustki na głowach, płaszcze, czasem nawet skórzane, czasem jeansowe spódnice, długie rękawy, pończochy, pod spodem tych płaszczy też jakieś swetry, spodnie… to musi być koszmar. Kultura kulturą, ale niektóre obyczaje to chyba wymyślił ktoś niespełna rozumu.
Ale do tej dzielnicy przyjechałem nie tylko po zdjęcia meczetów, ale też do centrum nurkowania… którego niestety nie znalazłem. Wyburzali bloki, w których kiedyś było. Na następny dzień rano pojechałem do innego centrum, ale tam najbliższe terminy egzaminów są za 1,5 tygodnia, bo trzeba wynająć łódź i wypłynąć z morza Marmara i dopiero na Egejskim nurkują (przyznać się, kto myślał, że Istambuł leży nad Morzem Śródziemnym? …tak jak Szczecin nad Bałtykiem :-)). Tutaj jest ciągły ruch statków i chyba za bardzo nie ma miejsca na takie rzeczy. W każdym razie czekać mi się nie kalkuluje. Pomyślałem więc, że zamiast do Ankary, pojadę dzisiaj nad Morze Śródziemne. Może tam coś znajdę, a jak nie, to dopiero w Omanie. Tam jest tego dużo i pewnie działają ciągle. Tak więc do usłyszenia z miejscowości Mersin, niedaleko Syrii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz