sobota, 29 maja 2010

Nad Morzem Śródziemnym

27 maja 2010

Siedzę zupełnie sam na plaży… przede mną ciemno-niebieskie spokojne morze. Powoli zachodzi już słońce. Z daleka widzę wędkarzy zajętych swoją pasją. Wdycham świeże morskie powietrze, a dla równowagi w płucach dopalam cygaro :-). Dzisiaj rano powiedziałem sobie: "today is your lucky day". Mówię to sobie codziennie. I codziennie, już od dwóch tygodni mojej podróży, tak właśnie jest. Rano mogłem podziwiać przepiękne góry na południu Turcji. Na wielu z nich wysoko leży śnieg – ostatnia rzecz, jaką spodziewałem się tutaj zobaczyć. Reszta gór tworzy niesamowitą kompozycję z kolorowych skał. Bajeczny krajobraz. Co kilkaset metrów na skałach widać pojedyncze domki. Nisko płynie czysty, rwący strumień. Były też tory kolejowe… co chwila znikały w skalnych tunelach… coś pięknego!

Gdyby tak móc zobaczyć wszystkie najpiękniejsze zakątki świata… no dobrze, dobrze… wiem, że już i tak zobaczyłem więcej, niż większość ludzi na świecie. Ale czy być zachłannym w tej akurat kwestii, to coś złego? Na szczęście od patrzenia przyrodzie piękna nie ubywa. Ale jeszcze bardziej doceniam to, czego mogę dotknąć, a nie tylko zobaczyć. Np. wczoraj kąpałem się w Morzu Marmara, a dzisiaj już w Śródziemnym. Jestem 1000 km dalej i bardzo daje się odczuć, że woda jest tu cieplejsza. Ale za to nie ma muszelek :-). Cała plaża jest w kamieniach – takich dużych otoczakach, szkoda tylko, że jest tak zaniedbana. Miasto Mersin, w którym właśnie jestem, jest zaledwie 100 km od Cypru. Aż kusi, żeby i tam popłynąć, ale to innym razem. Niedaleko czeka już na mnie Syria. Ale wracając do Mersin… spodziewałem się miejscowości turystycznej, a jest raczej miasto przemysłowe. Masa zakładów, fabryk, stoczni, portów, doków przeładunkowych pełnych kontenerów. Dobrze, że znalazłem tu informację turystyczną, podali mi adres najbliższego kampingu… aż 40 km dalej :-), takie to miasto turystyczne. Ale za to tylko za 2 USD za noc :-). Więcej zapłaciłem za dojazd :-). Jednak to uczucie, gdy zbliżam się do plaży, rekompensuje wszystko… już słychać szum fal… już nie wyłaniają się nowe budynki… już nie pojawiają się kolejne drzewa… widać coraz więcej błękitu nieba... i nagle… jest… ogrom turkusowej wody… już jestem w niebie :-).

Wiecie za to, co mnie w Turcji dziwi? Tu prawie nikt nie zna angielskiego (mówię o przeciętnych miejscowościach i przeciętnych ludziach, wiadomo, że przy granicy czy w kurortach będzie inaczej). Ja nie jestem co prawda jakiś super poliglota, ale 95% napotkanych ludzi, mówi gorzej ode mnie, jeśli w ogóle potrafi coś powiedzieć. W tak turystycznym kraju, jak Turcja, spodziewałem się czegoś innego, tymczasem najlepiej pod tym względem było w Rumuni – to było kolejne zaskoczenie. Ale to też tylko potwierdza moją tezę, że język nie jest barierą w podróżowaniu. Jeśli umiesz powiedzieć cokolwiek, tu już jest więcej, niż potrafią miejscowi :-). Czasem jest tak, że mówię do kogoś po polsku, on mi odpowiada w swoim języku i… rozumiemy się :-). Po prostu intonacja, ton głosu, gesty… i wszystko jest jasne :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz