środa, 5 lutego 2014

Trochę zwiedzania

Na pierwszy ogień poszedł dzisiaj park Jukani Wildlife Sanctuarys. Jest to park z dzikimi kotami, gdzie największymi perełkami są białe tygrysy. Nie albinosy, tylko z białym kolorem futra. Niezwykle rzadko spotykane. Wiele z nich, jak tygrysy syberyjskie są skrajnie zagrożonymi gatunkami. Widok ich tutaj jest niesamowity. Wstęp kosztuje nie mało, bo aż 160 ZAR (lub w opcji z parkiem MonkeyLand za 260 ZAR). W cenie jest przewodnik, który oprowadza i opowiada o tych zwierzętach. Trasa trwa około 1,5h. Zwierzęta się ruszają i często chodzą przy samym płocie, dając się fotografować. Nieraz warczą na siebie, bo klatki są blisko siebie i to naprawdę przeraża. Ludzie przy nich to drobniutkie istotki. Ciekawostką jest to, że graficy tworzący logo firmy Puma, pomylili się i kot, którego tam widać to jaguar a nie puma :-). Teraz znam różnicę między nimi :-). Warto odwiedzić to miejsce. Nie jest, jak zwykłe ZOO, gdzie jeden lew leży i się nie rusza. Tutaj dbają o to, żeby koty żyły zgodnie z naturą. W pobliżu klatek tygrysów, są klatki z zebrami, by te pierwsze ciągle mogły o nich marzyć :-). Koty w klatkach co jakiś czas cyklicznie wymieniają, żeby się nie zasiedziały i miały ciągle nowe bodźce. Naprawdę fajnie było, imponujące zwierzęta.


Po tym parku pojechałem do wspomnianego wcześniej MonkeyLand (tworzą razem z Jukani i Birds of Eden sieć trzech parków powiązanych ze sobą i będących w odległości paru kilometrów od siebie). MonkeyLand to królestwo małpek różnej maści :-). Od Króla Juliana z Madagaskaru (czyli lemury) po całą masę przeróżnych małpiatek. Fantastyczne przeżycie, zwłaszcza, że one wszystkie chodzą sobie po lesie na wolności, kompletnie nie zainteresowane turystami, choć dzielnie im pozują do zdjęć :-). Czasem się zdarzy matka z małym przyczepionym na brzuchu, ale to tylko dopełnienie całości, bo najlepsze są przeżycia, gdy małpki normalnie wchodzą między grupę ludzi i wcinają sobie jakiegoś banana :-). Wszystko jest zorganizowane podobnie jak wyżej, czyli jest przewodnik na grupkę osób i obchód razem z opowieściami o małpach trwa około 1,5h. Nie ma tylko szympansów ze względu na ich bardzo agresywne i terytorialne nastawienie do innych małp, no i oczywiście dużych orangutanów, które mogłyby zagrażać ludziom, także nie ma. Ale przeżycie było super i warto było tu przyjechać.


Było jeszcze wcześnie, gdy skończyłem zwiedzać powyższe parki, więc postanowiłem wstąpić do malutkiego Parku Narodowego Robberg, znajdującego się na cypelku pod Plettenberg Bay (wstęp 40 ZAR). Miejsce jest znane z przebywania na nim fok. Jest ich kilkaset, ale widać je z dość wysokiej około 100-metrowej góry, więc dobrze mieć lornetkę lub dobry zoom w aparacie. Miejsce jest przepiękne, widoki niesamowite i jest to idealny pomysł na 2-4 godzinny spacer.
A potem zostało mi już tylko jedno do zrobienia, na co tak długo czekałem :-). Kąpiel w Oceanie Indyjskim! Fale były mojego wzrostu, czyli 1,75 m i zabawa w nich była przednia :-). Cieszyłem się, jak dziecko, gdy mnie przewracało do góry nogami, że aż robiłem salto pod wodą, tak silne były fale :-). Ja nie wiem czemu pod Warszawą nie ma morza, to nie fair :-p. To tyle na dzisiaj, jutro kolejny dzień pełen wrażeń :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz