Ostatni dzień w Armenii. I tak o tydzień za długo ;-p. Nie no, dobrze, Erywań jest bardzo ładny, nowoczesny, zadbany, zrobił na mnie wrażenie i może właśnie dlatego miałem też większe oczekiwania co do reszty kraju, a tam dupa. Armenia ma dużo pięknych widoków, w wielu miejscach dość duże wzgórza rozciągają się po horyzont, nasycające oczy swoim pięknem. Cieszę się, że Ormianie chcą, by turyści to zobaczyli. Tylko trzeba jeszcze im to umożliwić, stworzyć infrastrukturę, dojazdy, współpracować między sobą a nie konkurować. Jak się cieszyć pięknem, do którego nie można dotrzeć? Albo droga jest tak frustrująca, że ani nie można jej zaplanować, ani cieszyć się z niej. Spotkałem paru miłych ludzi i może 3-4 osoby znające angielski. Reszta wyłącznie po rosyjsku się komunikuje, więc to bardzo pomocny tu język, by się dogadać. Większość ludzi robiła wrażenie niezbyt uprzejmych, ani miłych a do tego chciwych naciągaczy, szczególnie taksówkarze, oni przebili wszystkich. Będą kłamać w żywe oczy, żeby tylko zdobyć klienta. Bus do miasta obok będzie stał tuz przy nich, a oni powiedzą, że nie jeździ. Będą podawać 100% wyższą cenę, żeby tylko klienta naciągnąć. Potem powiedzą, że ustalona cena była ale nie do ustalonego celu, tylko znacznie bliżej i za resztę trzeba dopłacić. Potem nie będą chcieli wydać reszty. Porzygać się można od tej walki za dodatkowe 5 zł. No nic, to już przeszłość. Jeśli jeszcze kiedyś tam trafię... to pewnie dlatego, że zabłądzę. Nie polecę tego kraju nikomu, już lepiej więcej czasu poświęcić na Gruzję. Ale jak już się upierasz, by tam jechać, to zbierz grupę przynajmniej 4 osób, wtedy wynajem taksówki będzie rozsądnym wyborem i pójdzie wam podróż dużo sprawniej. Jeśli jedziesz sam, to nastaw się tylko na autostop i stratę wielu godzin na stanie przy drodze, zamiast zwiedzania kraju.
Jak dojechać z Sevan do Tbilisi?
Cóż, nie liczcie na marszrutki. Nie liczcie na wolne miejsce w busie bezpośredni z Erywania do Tbilisi, z resztą nawet nie wiadomo, gdzie się zatrzymuje, ale tu i tak bus nie rusza póki nie jest pełny, więc miejsc wolnych w nim nie będzie na 99%. Ja zrobiłem to tak: z Sevanavank (tuż obok miejscowości Sevan) wyszedłem na drogę główną w stronę Dilijan. Tam złapałem stopa. Niestety płatny 1000 AMD, ale było mi już wszystko jedno. tak chciałem się stąd już wydostać, że zapłaciłbym i 2 razy więcej. Tak dotarłem do Dilijan. Jest tu jakiś monastyr dość znany, jak kogoś interesuje warto wstąpić. Wg mnie dużo ładniejsza jest tu przyroda. Duże wzgórza, pięknie zazielenione wąwozy, fajnie, naprawdę ładnie. Szybka kawa, bułka na ławce, minął mnie po drodze jakiś gość z plecakiem, jeszcze zaspany. Pewnie też idzie na stopa. Po chwili poszedłem w to samo miejsce na drogę wylotową do Vanadzor. Stał tam razem z jakąś panią jadącą pewnie do pracy. 3 osoby? Idealny komplet do taksówki. Ustaliliśmy z taksówkarzem cenę 3000 dram za dowóz do Vanadzor i ruszyliśmy. Po drodze poznałem się z tym Niemcem, pogadaliśmy chwilę, był tak samo rozczarowany Armenią, jak ja. Po drodze dosiadł się za darmo jakiś kolega taksówkarza. Potem widziałem jak babka z Armenii zapłaciła tylko 500AMD zamiast swojej doli 1000AMD. Dojechaliśmy na miejsce. Taksówkarz zaczął swoją opowieść, że powinniśmy zapłacić po 1500 dram, bla bla bla. I że ma dla nas super ofertę i zawiezie nas w promocyjnej cenie do Tbilisi - 3 x wyższej stąd, niż cena z Erywania który jest 250 km dalej. Czy oni naprawdę mają nas za takich debili, którzy nie potrafią liczyć? Żenada.
Na szczęście jesteśmy już coraz bliżej granicy. Udaliśmy się na dworzec autobusowy i stamtąd busem do Alaverdi za 500AMD - około 60 km. I powiem Wam, że jeśli to jest główna droga łącząca stolice dwóch sąsiadujących krajów... to wyglądała jak gówno. Niezwykłe połączenie przepięknych zielonych wzgórz i totalnie rozpadającym się wszystkim, co było zrobione przez ludzi. Domki, mosty, tunel, droga, wszystko było totalną ruderą, ruiną i złomem. Nie chcę widzieć jak wyglądają boczne dróżki dojazdowe do granicy. Po godzinie byliśmy na miejscu. Zostało już tylko 40 km do granicy. Nie, tu też nie ma marszrutek, nie ma się co łudzić. Od razu nawinął się taksówkarz, wynegocjowaliśmy cenę 4000 dram. Zostało mi jeszcze 650 luma, idealnie, wystarczy na kebaba i nie będę musiał szukać kantorów. Jak się potem okazało nie było ich nawet na granicy. Dojechaliśmy dość sprawnie rozpadającym się czymś w rodzaju wołgi. Bezproblemowe przejście przez most graniczny i wreszcie jest upragniona Gruzja. Potem było już z górki. Marszrutek tu nie ma w ogóle, ale taksówkarz od razu podał dobrą cenę 40 lari za całość i zabraliśmy się z nim do stolicy. Na miejscu, wystarczyło tylko dostać się do metra i do hotelu. Okazało się to nie takie proste, bo trzeba mieć jakąś kartę i ją doładować. Wszyscy tą kartę mają, ale nikt nie potrafił powiedzieć, skąd ją wziąć :-). Dobre :-). Na szczęście jakaś Pani się zlitowała i otworzyła nam bramki swoją kartą i pojechaliśmy. Każdy do swojego hotelu. Wreszcie w Tbilisi :-). Totalnie zwariowane, ogromne, masa ludzi, przeciwieństwo Erywania. Ale o tym napiszę innym razem, jak je lepiej obejrzę :-)



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz