wtorek, 6 września 2016

Jedzonko w Gruzji

Chciałbym być miły dla kuchni gruzińskiej, ale to nie byłoby szczere :-). Cóż, to największe rozczarowanie Gruzji. Zanim tu przyjechałem, to oczywiście czytałem różne blogi, w wielu przewijał się temat jakże wspaniałej kuchni gruzińskiej. Po zjedzeniu kilku różnych ich posiłków, wnioskuję, że osoby, którym ona smakuje, prawdopodobnie na co dzień odżywiają się głównie parówkami. Sorry, ale tego jedzenia nie można nazwać dobrym. Większość potraw opiera się na plackach. Placki z serem, placki z parówkami, placki z ziemniakami, same placki, placki z plackami. Po prostu wszędzie zwykłe placki. Jedne przypominają ciasto francuskie, inne chlebowe, ale ogólnie to po prostu ciasto przyrządzone na różne sposoby, nie wnoszące do organizmu chyba żadnych wartości odżywczych, a tylko zapychających żołądek. Całkiem niezły był, co prawda, chleb w kształcie oka, wielkości piłki do rugby. Ciepły nadawał się, by wziąć kilka gryzów, po chwili zapychał całkiem, bo ile suchego chleba można zjeść.

Co my tu jeszcze mamy?

Kubdari
czyli placek zapiekany z mięsem w środku. Gdyby to nie była zwykła mielonka, to byłoby naprawdę niezłe. Niemniej polecam spróbować.


Na śniadanko bułka Khachapuri
po prostu ciasto francuskie zwinięte w kwadracik i smażone na tłuszczu. Jak nie ma nic innego (a tu często nie ma), to dobre i to. Wartość odżywcza... chyba żadna. W smaku całkiem nie najgorsze. No ale nie oszukujmy się, ciasta francuskiego chyba nie da się zepsuć.


Bułki Khachapuri dzielą się na wiele innych rodzajów:


Ogólnie to nadal tylko ciasto, ale podane w inny sposób. Najbardziej znane jest chyba Khachapuri Acharuli, czyli bułka z jajecznicą w środku, żółtko nie jest ścięte, białko też nie do końca i dodatkowo trochę masełka. Nie jest złe, szczególnie na śniadanie. Ot po prostu jajecznica w bułce:

Największe rozczarowanie: pierożki Chinkali. Pierożki, a w zasadzie kołduny, wyglądające jak sakiewki. Do środka wepchnięto trochę tandetnej mielonki i zalano śmierdzącym wywarem, który niektórzy nazywają rosołem. Nie byłem w stanie zjeść nawet jednej sztuki, tak bardzo mi nie smakowało.


Niestety większość potraw była dla mnie zupełnie niejadalna. Nawet pizzę sprofanowali, dodając do niej jakiejś mortadeli i parówek. Jak to można jeść na co dzień to nie wiem.

Aaa, jeszcze jedno, gruzińskie słodycze. Czurczchela - orzechy zawieszone na nitce, oblane w różnych syropach, np. winogronowym, czy z granatu, z czego ta masa winogronowa mieszana jest jeszcze z mąką kukurydzianą i cukrem. O ile jeszcze cieniutka warstwa tego syropu jest jadalna, choć smakuje jak gumowa podeszwa, o tyle gruba warstwa jest tak mdła, że musiałem to wywalić. To są słodycze? Serio?


Najlepiej, póki co, smakuje mi tu kebab. A w zasadzie tu się to nazywa Shoarma. Zapieczone piersi z kurczaka w cienkim cieście typu pita. Reszta... sorry, ale nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz