piątek, 27 marca 2015

Wodne szaleństwa

Koszt 119 dolarów wydawał się mały i duży jednocześnie. Ale przecież marzenia nie mają ceny! Za kilka lat będę pamiętał to, co zrobiłem, co przeżyłem, a nie to, ile na to wydałem. I najważniejsze żałowałbym tego, czego nie zrobiłem a nie tego, co mi się udało przeżyć. Nie miałem więc najmniejszych wątpliwości, że ten wydatek jest jak najbardziej zasadny. Nie wiedziałem tylko, jak super będzie! I było zajebiście! To jedno z najlepszych doświadczeń mojego życia. To, że uwielbiam roller costery, bungee, spadochrony i inne ekstremalne rzeczy, to już wszyscy wiedzą, ale jak na złość, jeszcze nigdy do tej pory nie doświadczyłem jazdy na Jet Ski – skuterze wodnym. Oczywiście byłem pierwszy w kolejce do tej atrakcji, jakżeby inaczej :-p. Maszyna wydawała się dużo większa niż do tej pory sobie ją wyobrażałem. Usiadłem z przejęciem, pozapinałem co trzeba, włączyłem silnik i się zaczęło :-). Co za moc w tym drzemie! Ale nawet przez chwilę nie chciałem puszczać przycisku z gazem, aż mnie palec bolał ;-p. myślałem, że mi urwie głowę! Tysiące słonych kropli uderzało w twarz, wiatr aż rozpłaszczał policzki, uśmiechałem się do siebie szczęśliwy, bo oto stało się – kolejne marzenie udało się zrealizować! Latami na to czekałem i wreszcie się udało! Ujeżdżałem Ocean :-). Mógłbym tak cały dzień, ale oczywiście następni już czekali w kolejce. Zdjęcia z atrakcji kosztowały kolejne 30 USD, ale warto było :-).
Wróciliśmy na katamaran, którym nas wywieźli kilka mil od brzegu, by móc zrealizować te atrakcje. Kolejną atrakcją był parasailing – wielki spadochron, do którego jest się podwieszonym jak na siedzeniu, który jest ciągnięty przez motorówkę na pełnej prędkości na linie długości chyba z 300 metrów. Silne szarpnięcie ściągnęło spadochron za łódź, na chwilę zanurzyło mnie do wody i wyrwało do góry kilkadziesiąt metrów nad wodę. Co za widok! Motorówka zrobiła się taka malutka, z daleka było widać dziesiątki małych wysepek w zielonkawej wodzie oceanu, niepowtarzalny widok! Wszystko kamerowałem oczywiście aparatem wodoodpornym… chwileczkę… gdzie on się podział? Podczas gdy motorówka zwijała linę, na chwilkę zwolniła, by w ramach atrakcji latający na spadochronie, zanurzył swój tyłek w wodzie :-). Sęk w tym, że uderzenie było niegroźne, ale tak silne, że aparat po prostu wyrwało mi z ręki! Wszystko trwało ułamek sekundy, zorientowałem się, jak już było po wszystkim, gdy wyciągnąłem z wody pustą dłoń. Mimo zawiązania aparatu dookoła dłoni, nic to nie dało. Pękł metalowy zaczep! Przyznam, że z wielkim zdziwieniem patrzyłem na pustą dłoń, próbując się zorientować, co się właśnie stało :-). Zawsze jakieś straty są, ale takie coś zdarzyło mi się pierwszy raz. Aparat został na dnie oceanu, filmując pewnie dalej pływające wokół rybki, a motorówka pojechała dalej. Pozostałe atrakcje nie były już tak ekscytujące, więc nie skupiałem się na nich jakoś szczególnie. Kajaki, deski, snorkeling, wspinaczki na jakieś wodne dmuchane ślizgawki… ja jednak w głowie miałem jedno… jak się jeszcze raz wkręcić na Jet Ski :-D. Zagadałem do organizatora i okazało się, że potrzeba 4 osób, by odwieźć te skutery do mariny :-). Byłem przeszczęśliwy :-). Tym razem w okularach, żeby lepiej widzieć przy tak silnym wietrze, oczywiście na pełnym gazie (myślę, że około 80 km/h) popłynęliśmy do mariny. Polecam spróbowanie tego każdemu! Jest warte każdych pieniędzy. To był niesamowity dzień! Ależ szkoda będzie to miejsce opuszczać! To jest miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić, będąc w USA.
Będąc tutaj już prawie 2 tygodnie zauważyłem jeszcze jedno. Mamy w Polsce ciemnogród i bardzo małomiasteczkowe spojrzenie na wszystko. Jesteśmy małostkowi, jako naród i jako pojedynczy ludzie. Tu jest zupełnie inaczej, nikt z niczym się nie p****. Wszystko jest robione z rozmachem, wszystko jest największe, najlepsze, najfajniejsze, najzabawniejsze, naj, naj, naj… jak ktoś ma na coś ochotę, to bierze i robi, np. wstawia sobie gigantyczne koła do małego auta, albo kupuje pickupa wielkości ciężarówki z resorami na metr wysokości i nie przejmuje się tym, że pali mu pewnie ze 30 litrów. Nikt się nie zastanawia, co powie sąsiad, czy znajomi. Po prostu robią tu to, na co mają ochotę i zawsze z rozmachem. Podróże kształcą i ja z tego miejsca chcę się właśnie tego od nich nauczyć, by brać z życia to, co najlepsze i nie zwracać uwagi na to, co mogą o tym pomyśleć inni. Moje życie, mój czas, chcę i robię, tak właśnie chcę żyć :-).
Key West pozostanie w mojej pamięci na zawsze, a przy każdym wspomnieniu tego miejsca, będę pewnie jeszcze bardziej je idealizował. Ale prawda jest taka, że jest wyjątkowe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz