czwartek, 19 marca 2015

Downtown Miami

Pierwsze dni miałem się opalać i odpoczywać, ale ja jakoś chyba nie umiem ;-p. Wczoraj i przedwczoraj przeszedłem na piechotę 30 km, żeby zobaczyć jak najwięcej :-). Najwięcej się chyba dzieje w Downtown - centrum miasta. Wieżowce piętrzą się pod samo niebo, ale przestrzeń tutaj dookoła jest tak ogromna, że choć tych budynków są setki, to nie czuć przytłoczenia betonem. Przy marinie, oprócz wysepek dla milionerów jest bardzo fajny jarmark Bayside Marketplace. Ceny i produkty nie są jakieś unikatowe czy niskie, ale miejsce ma fajną atmosferę :-). Odwiedziłem też dzielnicę Little Havana, niestety aktualnie jest wielkim placem budowy. Oprócz kilku knajpek, nic ciekawego się tu nie dzieje. Ciekawostką jednak jest to, że można tam dojechać darmowym transportem o nazwie Metromover. Są to bezobsługowe wagoniki jeżdżące zupełnie automatycznie bez motorniczego. Widziałem już takie chyba w Melbourne. Suną napędzane prądem po szynie mniej więcej 2 piętra nad ziemią. W każdym jest darmowe Wi-Fi. Czyste, zadbane, jeżdżą szybko, często i bez problemów. Czemu u nas czegoś takiego nie ma?


Po dwóch dniach w tym pięknym miejscu mam już trochę spostrzeżeń, z którymi chętnie się podzielę :-). Internet jest tu bardzo dobrej jakości i dostępny powszechnie. Na lotniskach, w parku przy hotelach potrafi złapać zasięg, w wagonikach powyżej, w restauracjach i knajpach. Praktycznie wszędzie jest. Tak samo jest z wodą do picia, co mi się bardzo podoba! W wielu miejscach publicznych, przy większych marketach, przy niektórych hotelach, przy plaży, w parkach... ot tak sobie stoją takie baterie z bieżącą wodą do picia. Genialne i proste rozwiązanie. Nie trzeba nosić wody ze sobą, po prostu jest zawsze dostępna dla wszystkich. Jeśli chodzi o Florydę to dostępny dla wszystkich jest też język hiszpański :-). Praktycznie słychać go na każdym kroku, czasem nawet częściej niż angielski. Napisy i komunikaty też są często po hiszpańsku. Aaa, no właśnie napisy - te są absolutnie wszędzie na temat wszystkiego. Standardem są znaki drogowe - niemal wszystkie są w formie napisu, a to że jest tu ścieżka dla rowerzystów i żeby podzielić się z nimi drogą, a to, że droga jest jednokierunkowa czy, że należy coś zrobić zgodnie z przeznaczeniem produktu. Po prostu wszędzie instrukcje i komunikaty :-). Nawet, że pizza podgrzana w mikrofali jest gorąca :-). Najciekawsze jednak są dla mnie napisy czy oznaczenia kierunków świata. U nas nie stosuje się zupełnie czegoś takiego, że np. jedziemy na północ Warszawy, albo na zachód Wrocławia. Tymczasem tutaj wszystko jest South, North, East lub West. Autobus nie ma numeru tylko np. literkę S i jedzie w kierunku South Beach. Nie mam pojęcia skąd oni, w środku miasta między wieżowcami wiedzą, gdzie są kierunki świata, ale nawet drogi mają oznaczenia N czy S przy adresach. Z resztą, co do dróg, nie ma u nas też wielu marek samochodów, które tu po drogach jeżdżą. I mam na myśli nie tylko wybranych modeli np. Forda. Tu są wręcz marki, o których w Polsce nawet nie mamy pojęcia, że istnieją. Wiele modeli aut w ogóle widzę pierwszy raz na oczy :-). Widział ktoś w Polsce BMW i8? Tu takie jeżdżą :-). Sprawdźcie w Google jak to cacko wygląda :-).
U mnie jest dopiero 7 rano, w Polsce po 12. Dopiero zaczyna się kolejny dzień w tym cudownym klimacie, może uda mi się choć trochę przeleżeć go na plaży, zamiast ciągle gdzieś łazić :-). Zwłaszcza, że woda w oceanie jest cieplutka, a piasek biały :-).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz