piątek, 8 maja 2015

Piękny Waszyngton

Jestem w stolicy. I to widać na każdym kroku. To już piąty dzień tutaj, ale starałem się, by już nie były tak intensywne i więcej czasu poświęciłem na odpoczynek i chodzenie po mieście, po prostu dla przyjemności :-). Nie jest to raczej miasto imprezowe, ale trzeba przyznać, że wspaniale zaprojektowane. Powstało z polecenia pierwszego prezydenta Washingtona w 1790 roku. W ogóle tak naprawdę miasto formalnie nazywa się Dystrykt Kolumbii, ale powszechnie znane jest jako Waszyngton, D.C. Warto zauważyć, że po drugiej stronie USA jest jeszcze stan Waszyngton.
W Polsce wiele osób mieszka w domkach wybudowanych w czasach, gdy to miasto dopiero się rodziło. Całe stworzono od podstaw, a nie jak to zwykle bywa, że rośnie z czasem :-). Dzięki temu nie ma tu takich typowych błędów konstrukcyjnych z przed lat, kiedy nie przewidziano, że np. ulica jednopasmowa może spowodować korek. Tutaj wszystko jest obszerne, szerokie, czuć ogromną przestrzeń, mniej więcej jak w Miami. Ale tutaj nie ma ani jednego wieżowca. Wow, chciałoby się rzec. Stolica kraju wygląda jak większe polskie miasteczko. Nie znalazłem tu budynku wyższego niż 10 pięter (przypominam, że drapacze chmur z Chicago czy NY miało 80-110 pięter). Ciekaw jestem czy nie jest to spowodowane względami bezpieczeństwa, bowiem na każdym kroku jest jakaś ważna siedziba czegoś. Jakby nie patrzeć jest to stolica i miasto jest… jakby to nazwać… rządowe. Większość budynków należy do jakiś departamentów rządu. To oznacza, że na ulicach są setki policjantów, radiowozów, służb ochrony… nie znam statystyk, ale to chyba jedno z najbezpieczniejszych miast w USA. Mimo tego wszystkiego, jest tu zielono, przestrzennie, przyjaźnie, naprawdę ładne miasto. Fantastyczne na jogging, spacery i zwiedzanie. A jest tu co zwiedzać. Trzeba zacząć od tego, że wszystkie muzea w Waszyngtonie są darmowe. To niespotykane chyba na skalę światową. W każdym razie założyciel muzeów tak sobie zażyczył i jest tak do dzisiaj.
Wśród najfajniejszych miejsc do odwiedzenia tutaj, koniecznie muszę wskazać Air and Space Museum, jest absolutnie powalające! Myślałem, że będzie nudą, że będzie klapa, ale nie mogłem wyjść stamtąd przez dobre 4 godziny, tyle ciekawych rzeczy było do zobaczenia. Od pionierów lotnictwa, po współczesne silniki Boeing’ów. Od teleskopu Hubble’a, po łaziki marsjańskie. Naprawdę fantastyczne miejsce.
Drugie, które powaliło mnie na kolana, to National Museum of American History. Cała masa eksponatów od początku powstania Stanów Zjednoczonych. Można zobaczyć starodawne lokomotywy i broń z czasów wojny secesyjnej, są suknie pierwszych dam, nawet obecnej pani Obamy, materiały dotyczące wszystkich prezydentów oczywiście również. Są nawet eksponaty kuchenne z lat 60-tych, tu wystawione jako zabytek… a w Polsce dopiero wchodzące do obiegu. Są chyba z 4 obszerne piętra dotyczące większości najważniejszych aspektów życia amerykanów i powstawania tego niezwykłego kraju. Mega ciekawe.
Co jeszcze można zobaczyć w Waszyngtonie? Oczywiście Capitol. Dość duża budowla, znana wszystkim, z wielką kopułą… na moją wizytę oczywiście w remoncie :-). Można ją zwiedzić również w środku, ale wcześniej trzeba się zarejestrować na ich stronie internetowej i podać swoje dane. Nikt przypadkowy tu nie wejdzie. Z resztą kontrole bezpieczeństwa są tu wszędzie. Nawet do muzeum potrafią nie wpuścić, gdy się ma otwartą butelkę wody (bo np. mogłeś tam dolać alkohol). Sprawdzana jest każda kieszonka plecaka, czasem nawet pobierana jest próbka na obecność narkotyków. Trzeba się przygotować na kolejkę przed wejściem do każdej instytucji. Do wnętrza Capitolu udam się następnym razem, teraz jakoś szczególnie mnie to nie interesowało.
Na pewno nikt, będąc tutaj, nie ominie też Białego Domu :-). Choć ominąć go wcale nie jest tak trudno :-). Okazuje się bowiem, że jest wyjątkowo mały. Kamery jednak wyolbrzymiają wszystko co na filmach oglądamy. Biały Dom to dosyć niepozorna willa, jako budynek nie rzuca się w oczy kompletnie, ot dwa pięterka kilkanaście okien. Naprawdę spodziewałem się dużo większej budowli :-). Oczywiście samo miejsce jest zabezpieczone bardzo, ulica zablokowana dla ruchu aut, kilka wozów policyjnych, agenci Secret Service, snajperzy na dachu, psy policyjne… myślę, że nie dałoby się nawet zbliżyć do płotu :-). Dużo do oglądania w Białym Domu nie ma, bo widać w zasadzie tylko przednią ścianę budynku. Lecimy więc dalej.
Na środku Memorial Park jest ogromny Washington Monument. Ten marmurowy obelisk ma aż 170 metrów wysokości. Na górę można wjechać windą, po wcześniejszym pobraniu biletów. Są darmowe, ale dostępne tylko na dany dzień. Budka otwiera się o 8.30, a bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Monument waży podobno 80 000 ton i jest jedną z największych tego typu budowli na świecie.
Tuż obok Monumentu jest znany choćby z Forresta Gumpa wielki płytki basenik – Reflecting Pool. Sporo w nim kaczek :-). Po zimie jest trochę zabrudzony, ale stanąć przy jego brzegu i powoli zbliżać się do Pomnika Lincolna, to fajne przeżycie :-). Może się powtarzam, ale pomnik Lincolna też nie jest tak duży jak się wydaje na filmach ;-). Oczywiście jest doniosły i nie bez celu stoi tu otoczony wzniosłymi cytatami. To był wielki człowiek. Spacerując po ulicach Waszyngtonu przypadkiem natknąłem się również na teatr, w którym został zastrzelony. Ależ to niezwykłe doświadczenia być w tych wszystkich znanych miejscach osobiście.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym miejscu – Vietnam Veterans Memorial. Dwie granitowe ściany długości aż 75 metrów. Wyryto na niej nazwiska ponad 58 000 żołnierzy poległych w wojnie z Wietnamem. Choć wojna skończyła się w 1975 roku, wspomnienia o niej są tu wciąż żywe. Przy ścianie codziennie stoją wolontariusze (to były osoby już w dość podeszłym wieku, więc chyba brali udział w tej wojnie), którzy opowiadają o tym pomniku i losach wojennych żołnierzy. W wielu miejscach pod ścianą widać różyczki, zdjęcia, wstążeczki, słowa uznania czy wieńce. Ciekawostką jest fakt, że statusy żołnierzy są potwierdzane do dnia dzisiejszego. Na tablicach występują trzy statusy – diamencik (poległy), krzyżyk (zaginiony) i krzyżyk z diamencikiem w środku (potwierdzona śmierć zaginionego żołnierza). Jeden z panów powiedział, że w zeszły piątek potwierdzono zgony 5 nowych osób i zmieniono im status na tych tablicach. Głodnym wiedzy chcę powiedzieć jeszcze, że istnieje również flaga zaprojektowana jako symbol troski o obywateli w personelu militarnym. Na niektórych moich zdjęciach z flagą amerykańską, widać jeszcze pod spodem flagę czarną z napisem POW/MIA. To skróty od „prisoners of war/missing in action”.
Z militarnym skojarzeniem na pewno przyjdzie na myśl również Pentagon - siedziba Departamentu Obrony USA. Znajduje się za rzeką Potomac, jakieś 5 km od centrum Waszyngtonu… ale o dziwo jest to już inny stan – jest to w mieście Arlington w stanie Wirginia. Są tam wycieczki, trwają około godziny, ale żeby tam się dostać, trzeba się zarejestrować na ich stronie minimum 14 dni wcześniej. Oczywiście przeczytałem o tym 3 dni przed czasem :-). Pracuje tam 28 000 osób, korytarze mają 28 km, a mimo to dzięki pięciokątnej budowie, przejście pomiędzy dwoma punktami zajmuje najwyżej 7 minut. Co ciekawe, każdy departament (armii, marynarki, sił powietrznych, itp.) ma swój własny kod pocztowy :-), w dodatku taki, jakby obiekt był na terenie Waszyngtonu :-).
To tyle z tego miasta. Jest moim zdaniem niedoceniane przez odwiedzających, bo naprawdę dużo jest tu do obejrzenia, miasto jest piękne i warto mu poświęcić przynajmniej kilka dni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz