7 czerwca 2010
O rany, rany! Ledwo zdążyłem! Wbiegłem na lotnisko w ostatniej chwili, jakaś wredna baba już mnie nie chciała przepuścić, ale jej przełożony się zlitował. Kontrolowali mnie po drodze chyba ze 3 razy, w jednej dłoni pasek, w drugiej buty, żeby nie piszczały bramki i szybko do mojego wyjścia. Byle tylko jak najszybciej z tej pechowej Jordanii odlecieć. Tylko półgodzinne opóźnienie samolotu jeszcze troszkę podkręciło napięcie, ale w końcu ruszyliśmy. Leciałem liniami Oman Air i powiem Wam jedno. To najlepsze linie, jakimi w życiu leciałem, a trochę różnych już sprawdziłem. Takiego poczęstunku, jaki urządzili, od przepysznych sandwiczy, przez drinki, napoje, gorąca kolacja, kawa, ciasto… - w życiu czegoś takiego nigdzie nie widziałem. A lot trwał zaledwie 3 czy 4 godziny. Dokładnie nie pamiętam, bo najpierw po godzinie mieliśmy międzylądowanie w Bejrucie (wygląda na bardzo ładne miasto, było dużo zieleni, ale z tego, co słyszałem jest bardzo drogie), a potem lecieliśmy dłuższy czas do Muskat, ale w między czasie było przesunięcie zegarków (kolejna zmiana strefy) i już się pogubiłem. U mnie w tej chwili jest 2 godziny później niż u Was. Niby trochę lipa, bo powinniśmy wylądować o 22, a po wylądowaniu była już 24, ale cóż, trzeba się przyzwyczaić. Wizę dostałem bez żadnych problemów, 6 omańskich riali, kolejna pieczątka w paszporcie i tak znalazłem się przy wyjściu. Była nawet informacja turystyczna, tyle, że w nocy nieczynna, pomyślałem sobie więc, że wrócę tu następnego dnia. Lotnisko nie za duże, poszedłem do kantoru wymienić kasę i… zamarłem… yyy… przeliczam w głowie kursy… yyy… to niemożliwe… a ja myślałem, że w Jordanii było drogo. Słuchajcie, u nas za 1 dolara dostaniemy 3,35 zł. W Jordanii za 1 dolara można dostać już tylko 0,7 JD. To bardzo niekorzystny kurs. Tymczasem w Omanie za 1 dolara dają tylko 0,36 riali!!! Wiecie co to znaczy? To znaczy, że 1 rial kosztuje Polaka 9 zł!!! Jeśli butelka wody kosztuje 1 RO (rial omański), to Polak tak naprawdę wydaje na nią 9 zł! O zgrozo! Zaraz przekonamy się tylko, jakie mają stawki. Wychodzę z tego lotniska i nagle jak nie buchnie we mnie gorące powietrze zza drzwi, mało się nie zakrztusiłem. Tutaj była 1 w nocy, a było tak gorąco i parno jak w Syrii w południe. Dotarłem do postoju dla taksówek i pierwsze wrażenie było w stylu WOW. Wszystko odpicowane, luksusowe auta, wszystkie takie same, tak samo oznaczone, pięknie zrobione ulice, to było totalne przeciwieństwo Jordanii, gdzie większość aut ledwo jeździła. Doszedłem do budki, w której się płaci za przejazd. Najniższe stawki zaczynały się od 7 riali, czyli jakby nie patrzeć 63 zł za przejazd. A ja targowałem się w Jordanii, żeby zamiast 5 zł zapłacić 3 zł :-). "A przepraszam Pana bardzo, a ile tu kosztuje jakiś tani hotel?". "Średni hotelik około 50 riali, no chyba, że ma być taki gorszy, bez łazienki, to może ze 25 RO". Moment, moment, 500 zł za noc? Czy ja wylądowałem w Dubaju? To mi nie wygląda na zbyt backpackerski kraj. Pogadałem z taksówkarzami, jeden powiedział, że zna hotelik, gdzie jest tylko 10 RO za noc. Wytargowałem u niego, że za 5 RO zawiezie mnie tam prywatnie. No i jechaliśmy i jechaliśmy, dobre 30 minut. I praktycznie nie wjechaliśmy nawet porządnie do miasta. Powiedział mi, że dla niego to wcale nie jest daleko, bo po prostu u nich są takie dystanse. Miasto jest bardzo rozciągnięte i gdzie się nie ruszyć, to trzeba przejechać 50-70 km. Wypytałem się go trochę o kraj, mówi, że jest tu bardzo bezpiecznie. Przestępstwa praktycznie się nie zdarzają. Aaa, zapomniałem Wam jeszcze powiedzieć, że ludzie tu są o dość ciemnej karnacji, większość mężczyzn chodzi w białych, takich "anielskich" :-) szatach ze śmiesznymi czapeczkami. Ale to co istotne, jest tu bardzo dużo Hindusów. Dla nich tu chyba raj w zarobkach taki, jaki kiedyś dla Polaków były wyspy Wielkiej Brytanii. Oczywiście większość prac dla nich jest tych najgorszych, których nie chcą się podjąć Omańczycy.
Dojechaliśmy do tego hotelu, a tu kolejna niespodzianka. Brak wolnych miejsc. Uuuu… no to lipa. Ale taksówkarz chyba zrozumiał w jaki sposób podróżuję i jak sypiam i powiedział, że niedaleko jest park, w którym mogę spokojnie przespać się w namiocie. Wysadził mnie tam i pojechał. A ja centralnie w środku parku w mieście, rozbiłem sobie obóz :-). No bo co miałem zrobić? :-).
Tej nocy jednak długo nie mogłem zasnąć. Powoli opadały negatywne emocje związane z Jordanią, wracał powoli lepszy nastrój związany z tym nowym, pięknym miejscem, również emocje związane z pobytem w nowym miejscu, w głowie wyświetlały się nazwy stacji metra w Istambule, nazwy banknotów, nazwy mijanych miast… przewijało mi się przez głowę wszystko oprócz owieczek, które mógłbym policzyć, by spokojnie zasnąć. Dopiero koło 3 w nocy trochę zmrużyłem oczy, ale upał był tak nieznośny, że często się budziłem. Kleiło się wszystko, byłem cały mokry, jakbym wyszedł spod prysznica. 4… 5… koło 6 zbudziły mnie jakieś zbliżające się kroki… ktoś jakby kijem od miotły popukał w namiot… pewnie myślał zdziwiony, że nikogo w nim nie ma, odezwałem się tylko i gość odszedł. Gdy wyjrzałem z namiotu okazało się, że wokół mnie pracuje chyba z 30 hindusów, kosząc trawnik, strzygąc krzaczki, zamiatając itp. No ładnie :-). Poleżałem jeszcze z godzinkę, ale upał był już tak nieznośny, że nie dało się w tym namiocie wysiedzieć. 7 rano, a było chyba z 50 stopni. Byłem kompletnie mokry. Dłonie miałem tak zmarszczone ("creazy", wiem :-p), jakbym z 4 godziny siedział w wannie. Pozbierałem manatki, pomachałem do hindusów na pożegnanie i udałem się w stronę McDonaldsa, którego widziałem w nocy. Park, w którym spałem był przepiękny. Było tu tyle zieleni, tyle palm, naprawdę ślicznie. Uśmiechałem się sam do siebie… przecież jakby nie patrzeć, spacerowałem właśnie po Omanie :-). No ale teraz nie potrzeba mi zieleni, tylko Internetu. Poczekałem godzinkę na otwarcie, niestety rozczarowałem się trochę, bo Internetu w tym McDonaldsie nie ma. Podładowałem tylko trochę baterie, coś zjadłem, napisałem dla Was kawałek bloga :-) i udałem się do hotelu. Może akurat zwolniło się jakieś łóżko. Niestety nie :-(. Co tu robić, wszystko drogie jak diabli, nikt nie zna kampingów, nie ma tanich hoteli… wrócę w takim razie na lotnisko, może gość w budce informacji turystycznej mi jakoś pomoże. Taksówkarza dorwałem już tylko za 4 RO (promocja dla turystów) i jazda na lotnisko. Niedaleko wypatrzyłem Carrefour i obok niego innego McDonaldsa. Kafejek internetowych zero. Na lotnisku się okazało, że ktoś był tak inteligentny, że umieścił budkę dla turystów na terenie bezcłowym :-). W nocy jakoś nie zwróciłem na to uwagi, a teraz się okazało, że nie mogę już tam wrócić. Co za życie :-). Poszedłem więc do tego drugiego McDonaldsa… a tu znowu zonk, kolejny, w którym netu nie ma. Ostatni ratunek w centrum Carrefour. Kupiłem sobie troszkę jedzenia… troszkę… w zasadzie prawie nic… butelka wody, butelka Fanty, ciasteczka, batonik, kiwi… 23 zł. O nie! Trzeba się stąd ewakuować i to szybko, bo w tydzień, to ja tu wszystkie oszczędności stracę. Znalazłem wreszcie kafejkę z Internetem, wszedłem na stronę moich ulubionych linii lotniczych, Oman Air i zamówiłem bilet do Bombaju. Szkoda, że nie zrobiłem tego od razu z Jordanii, ale skąd mogłem wiedzieć. Oman to z mojego punktu widzenia pomyłka. Miasto jest bardzo ładne, zadbane, piękne ulice, kulturalni kierowcy, ale to nie jest kraj dla mnie! Tu można przyjechać z kolegami, wynająć 2 jeepy i pojeździć sobie po pustyni, ale to nie jest kraj dla turystów takich, jakim ja jestem teraz. O 1 w nocy zmykam w miejsce, o którym wszyscy opowiadają, że jest niezwykłe, czarujące i niesamowite. Indie… zobaczymy, co tam mnie czeka…
Kiedy planujesz jakąś dłuższą przerwę? W takim tempie za 3 miesiące będziesz z powrotem w Wawce :)
OdpowiedzUsuńJarJar
też tak śledzę i już 1/4 trasy chyba zrobiona:)
OdpowiedzUsuńNo ale w Azjii to chyba na dłużej Paweł zagości;)
mistral
A to tak wyszło trochę przez przypadek. Generalnie Europę planowałem zrobić szybko, żeby nie tracić tam czasu, bo wszystko jest blisko, więc jeszcze kiedyś tam wrócę. No a Arabię i Morze Arabskie przebyłem w 3 dni zamiast w 3 tygodnie :-). Ale w Indiach na pewno z miesiąc posiedzę, tu już mogę trochę zwolnić. Szczególnie Goa mnie interesuje, Panie Mistral, Pan pewnie wie co to za miejsce :-). A tak przy okazji, może nagrałby Pan jakiś secik przewodni mojej wyprawy, co? :-)))
OdpowiedzUsuń