Jest bardzo, bardzo gorąco. Tutaj nikt się nie opala. Tutaj strach na słońce wyjść. Każdy wykorzystuje każdą możliwość, by iść po zacienionym miejscu. Parne powietrze pali w oczy. Słońce pali skórę. Głowa aż boli od upału. Wypijam dziennie kilka litrowych butelek napojów. I te kilka litrów wody zamienia się w pot. Pod stopami kurz, buty i nogawki brudne. Wielu handlarzy polewa wodą ziemię przed swoimi sklepami, żeby się nie kurzyło. A potem oczywiście zapraszają ludzi do swoich sklepów. Ale zachowania handlarzy są bardzo różne. Na razie do porównania mam Turcję, Syrię i Jordanię, ale to wystarczy by widzieć różnicę. W Turcji handlarzy było tak dużo, że każdy dawał z siebie wszystko, bo pozyskać każdego klienta. To czasem prowadziło do paranoi, gdy stałem w kręgu 10 facetów przekrzykujących się wzajemnie. To niestety powodowało, że jako klient nie czułem się swobodnie, ciężko było podjąć decyzję o jakimkolwiek zakupie. W Syrii było kompletne przeciwieństwo takiego zachowania Turków. Przez 3 dni żaden handlarz mi się nie naprzykrzał, żaden. Zaczynał swoją pracę dopiero wtedy, gdy widział moje zainteresowanie swoimi wyrobami. Jordania jest czymś po środku. Handlarzy nie ma dużo, ale Ci, co są, są dość namolni. A najbardziej taksówkarze. Trąbią na ludzi, żeby zwrócić na siebie uwagę, bo przecież sam fakt, że sobie stoisz, albo idziesz, musi oznaczać to, że chcesz pojechać taksówką :-). Ceny oczywiście są u nich skrajnie różne. W pierwszy dzień z Petry wziąłem taxi do hotelu za 1 JD (około 2 zł). Na następny dzień pierwszy taksówkarz chciał za tą samą trasę 2 JD, kolejny 5 JD, a trzeci zgodził się pojechać za 1 JD. Robią wszystko, żeby naciągnąć klientów na kasę. W sklepach nie ma żadnych cen. Ile sprzedawca w sklepie na kasę nabije, zawsze jest dla mnie niespodzianką. Ostatnio zapłaciłem 2,2 JD za 2 litrowe butelki wody i litrową colę. Dzień później za małą butelkę wody 0,7l. koleś wziął 1,5 JD. Po prostu wolna amerykanka. W sklepach z pamiątkami obserwowałem kilkakrotnie podstawowy błąd, jaki popełniają w kontaktach z Europejczykami. Mówili na starcie bardzo wysoką cenę. A Europejczycy nie są przyzwyczajeni do negocjacji w sklepach. Od razu widać po nich reakcję w stylu "pan chyba zwariował, takie pieniądze za taką małą rzecz". Odwracają się i wychodzą. Wtedy dopiero handlarz widział, że przegiął, ale już jest za późno. Mało kto z Europejczyków korzysta z możliwości targowania się. A często jest odwrotnie, gdy negocjacje blokuje sam handlarz, mówiąc, że niżej nie zejdzie z ceny i kropka. Niestety ceny tutaj wielu rzeczy są mocnym przegięciem. Na szczęście inne są dużo taniej i jakoś się to wyrównuje. Dość tanie mają tu jedzenie. Jednak po wizycie w Turcji, nikt później nie był w stanie mnie zaskoczyć tak dobrym jedzeniem. Zarówno zakąski kebabowe, jaki i słodycze, po prostu bez porównania. W Turcji za to nie było zbyt dużo tak tanich hoteli, jakie spotkałem w Syrii i w Jordanii.
A teraz najważniejsza rzecz – coś o ludziach. Ludzie tutaj to poezja. Dawno nie spotkałem takiej otwartości wśród ludzi. Wszyscy mówili mi przed wyjazdem: "muzułmanie tam są, lepiej uważaj". Tymczasem jak dotąd, nie spotkałem się z ani jedną agresywną reakcją. Nawet sami wobec siebie rozwiązują problemy w pokojowy sposób. I do tego są tak bezinteresownie mili i ciekawi. Każdy napotkany na ulicy dzieciak, pyta, jak masz na imię, skąd jesteś, gdzie idziesz. Prawie każdy napotkany mężczyzna wita się, często podają mi rękę, a najczęściej po prostu mówią "Hi", "Hello", czy coś podobnego. To jest niezwykłe uczucie. Idziesz pierwszy raz w życiu jakąś ulicą, nikogo nie znasz, a każdy się wita. To jest tak pozytywne doświadczenie, że chyba bardzo przeżyję powrót do Polski, gdzie mało kto się w ogóle uśmiechnie do innego obcego człowieka, a co dopiero jeszcze się odezwać w pozytywny sposób. Tutaj to jest tak naturalne i miłe, że aż chce się wyjść na miasto. Jedyne osoby, które się nie odzywają, to kobiety. Im chyba nie wolno zaczepić nikogo innego, nie mówiąc o obcych mężczyznach. Kobiety są w ogóle prawie nie widoczne na ulicach. Stanowią może z 10% mijanych ludzi. O ile w Turcji były często ubrane po europejsku, o tyle w Syrii już były niemal kompletnie zakryte, a często zupełnie zasłonięte, łącznie z rękawiczkami i chustką na twarzy zakrywającą nawet oczy. Podkreślam, że jest tu 40 stopni, a one chodzą w rękawiczkach! Natomiast w Jordanii widać już tylko oczy. Wszystkie kobiety, które spotkałem, oprócz turystek oczywiście, były kompletnie zakryte, żadna nie patrzy nikomu w oczy, a już na pewno nie dłużej niż 1-2 sekundy. Szkoda mi ich, serio. Siedzą biedne pozamykane w kuchniach i nigdzie im się nie wolno ruszyć. Biznes prowadzą wyłącznie mężczyźni, chyba tylko 2-3 razy spotkałem w sklepie kobietę, która pomagała, a tak to nic. Aaa, zapomniałem jeszcze dodać, że kobiety z reguły ubrane są na czarno. To powoduje, że… tu po prostu nie jest kolorowo. Domy są szaro-żółte, kobiety na czarno, i tyle. Miejsce, gdzie można by stworzyć festiwal kolorów z pięknych kwiatów czy z kolorowych strojów, po prostu jest suche i szare.
Wspomnę jeszcze dwa słowa o islamie, który tutaj jest powszechny. Hmm… spodziewałem się trochę więcej religijności, w sensie, że np. gdy trzeba iść do meczetu się pomodlić, to idą wszyscy i wszystko jest zamknięte. Ale nie. Sklepikarze, handlarze, restauracje, taksówkarze – oni działają ciągle. Często koło 13 zaczyna się ich modlitwa. Słychać wtedy w całym mieście jeden wielki lament. Przy meczetach są ustawione takie wieżyczki, zwane minaretami, na których zawieszone są dookoła głośniki. Takich meczetów jest w każdym mieście kilka. W Istambule naliczyłem ich 11 na 2-3 km kwadratowych. Możecie więc sobie wyobrazić, co się dzieje, gdy wszystkie naraz zaczynają swój śpiew, każdy co innego i każdy w innej kolejności. Słychać jedno wielkie wycie. I jak nagle się zaczyna tak nagle po paru minutach się kończy. Jednak wczoraj chyba coś im się pokręciło z godzinami, bo śpiewać im się zachciało o 3 w nocy. Obudzili całe miasto. Nie zdajecie sobie sprawy jak to głośno brzmi. Nie jest jak u nas, głośniczek tylko dla tych, którzy siedzą przed kościołem na ławkach. Tutaj głośniki są potężnej mocy, rozwieszone na dużej wysokości dookoła tych wieżyczek. To wycie słychać bardzo wyraźnie i głośno w całym mieście. Coś nie bywałego. Jeszcze rozumiem w dzień, ale o 3 w nocy? Jak ryknęło wszystko naraz, to u nas cały pokój (14 osób) aż się zerwał z łóżek :-). Masakra.
Jednak ujmując rzecz ogólnie, ludzie tutaj są przemili i pozytywni. Cieszę się, że wybrałem swoją drogę właśnie przez ten obszar świata. Warto tu było przyjechać i zobaczyć to na własne oczy. Jak ktoś się zastanawia nad wycieczką na wakacje, to śmiało mogę polecić Bliski Wschód, szczególnie Damaszek. Bardzo ciekawe doświadczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz