Po paru dniach aktywności, czas się zbierać z tej pięknej krainy. Ostatnie miesiące, to był dla mnie bardzo wytężony czas w pracy i pomyślałem, że najlepsze miejsce na wypoczynek po paru dniach trekkingu, będzie nad morzem. Wybór padł na dwie miejscowości, najpierw prawie 2 dni w spokojniejszym turystycznie Kobuleti, a potem w samym centrum turystycznej Gruzji - Batumi.
Oczywiście nie obyło się bez przygód, jak to często bywa z marszrutkami tutaj. Cud w ogóle, że te auta jeżdżą. Nasze miało zbitą w drobny mak boczną szybę, posklejaną taśmą klejącą, wypadające drzwi, które zamykały się dopiero po kilkunastu trzaśnięciach, jakiś problem z kołem, silnik, który odpalał po kilkunastu sekundach kręcenia... i gasł i tak potrafił 20 razy zrobić. O sposobie prowadzenia tych aut to już krążą legendy. Cóż, panowie, mówiąc delikatnie, jeżdżą baaardzo dynamicznie. Rozumiem, że znają te trasy na pamięć, może dlatego, ale poziom ignorancji zdrowego rozsądku bije wszystko na głowę. I to nie chodzi tylko o kulturę jazdy, jak przepuszczenie pieszego, bo ten akurat nie ma tu żadnych praw i żeby przejść przez jezdnię, to musi po prostu zamknąć oczy, i wejść na nią i iść - kierowcy po prostu okrążają to "obce ciało" na jezdni, jak stojące miejscami krowy :-). Dużo gorsza jest zawziętość kierowców wobec siebie, żaden nie ustąpi, nie przepuści, a klakson służy za coś w rodzaju kierunkowskazu wzbogaconego o "spie****aj z drogi, będę cię wyprzedzał". Serio :-). Ale to wszystko dzisiaj przebiło zupełnie inne wydarzenie :-). Jadąc z Mestii, co godzinkę zatrzymywaliśmy się na 10 minut. I tak miało być w kolejnym miejscu, przez które przejeżdżaliśmy już w drodze do Mestii. No to wiadomo - toaleta, lody, woda i z powrotem do busa. A tu nagle wyskakuje kierowca spod sklepu, co my tu robimy, bo nasze bagaże już przerzucili do innego busa, który już pojechał a my w nim powinniśmy siedzieć! Szkoda, że nic wcześniej o tym nie wspomniał :-). Zaczęli dzwonić gorączkowo do kierowcy tego busa, żeby zawrócił, ale ten najzwyczajniej w świecie nie miał takiego zamiaru. No to ładują nas do jakiejś prywatnej fury, wsiada 3 wielkich chłopa i jazda nie wiadomo gdzie. No to myślę sobie "plecaki nam zajumali, a teraz chcą wywieźć do lasu i sprzedać na narządy" :-). Przygotowałem się emocjonalnie do walki w samochodzie, ale na szczęście do niczego takiego nie doszło, a panowie oprócz popisu niekompetencji naprawionej improwizacją, po prostu podwieźli nas do busa. Plecaki są, no to jazda dalej :-). Nie, nie myślcie, że nowy kierowca nie chciał nadrobić straconego czasu! Wyprzedzał wszystkich po kolei, ile się tylko dało. A potem ni stąd ni zowąd stanął na jakimś polu namiotowym 10 km przed Kobuleti i zniknął zostawiając wszystkich pasażerów bez żadnych wyjaśnień :-). Ot, Gruzja :-). Po 15 minutach wrócił i dalej już byłoby pewnie bez przygód, gdyby nie to, że zapomniał nas wysadzić i przejechaliśmy kawałek poza centrum miasta :-). Dobrze, że miałem uruchomionego GPSa i w miarę szybko się zorientowałem, żeby go zatrzymać, bo przecież, jak nic, zawiózł by nas do Batumi ;-). Wysiadamy, no i mówię mu, jakie torby są nasze i żeby ściągnął nam z dachu, a ten ni w ząb nie rozumie, co mówię i pokazuje, żebym sam sobie wszedł na dach i je ściągnął :-) Słabo? :-) Jeszcze tylko chwila dzieliła mnie od plaży i kąpieli w Morzu Czarnym, więc zniosłem dzielnie i to :-).
Reszta dnia i kolejny minął mi na totalnym relaksie na plaży i spacerach w poszukiwaniu mrożonej kawy lub lemoniady waniliowej z lodówki :-). Samo Kobuleti, to bardzo rozciągnięta miejscowość turystyczna, niemniej dość spokojna. Sklepiki, straganiki, pierdoły itp. ciągną się chyba ze 3 km, więc sporo tego, ludzi też nie mało, ale spokojnie da się przejść. Plaża totalnie kamienista, ale dzięki temu woda czysta a nie mętna. Przypominała mi trochę plaże w Chorwacji, ale tu były znacznie dłuższe i szersze. Oczywiście do tego cała masa atrakcji, od skuterów, po motorówki ze spadochronami, no i ani jednej chmurki :-). Idealne miejsce na relaks. Nawet aparatu ze sobą nie brałem, także zdjęć nie będzie, tylko odpoczynek :-).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz