piątek, 26 sierpnia 2016

"Batumi, ech Batumi..."

Każdy cytuje tą podobno znaną piosenkę Filipinek, ale przyznam się, że pierwszy raz ją usłyszałem właśnie tuż przed przyjazdem tutaj :-). Nie ma tu już herbacianych pól i cykadami dźwięczącego świtu, niemniej miasto jest wystrzałowe! Przyznam, że zaskoczyło mnie ogromnie swoim tętnem!
Tak, to miasto żyje, jak mało które! Ile tu się dzieje, ile ludzi, ile atrakcji i życia, ile niezwykłych budynków, przeplatanych sypiącymi się starociami. Już Kobuleti mocno odstawało od mojej teorii Gruzji jako kraju - prowizorki, a tutaj to już prawie w ogóle (no chyba, że wewnątrz podwórek, czy dalej od centrum). Oczywiście bałaganiarska mentalność ludzi się nie zmieniła, ale ogromne fundusze, jakie władowano tu w upiększenie tego miasta dla turystyki, trzeba przyznać, przyniósł ogromne efekty, a inwestycje nadal idą do przodu. Miasto niby ma niewiele ponad 100 tyś. mieszkańców, ale jest wrażenie, jakby był jeszcze z milion turystów. Promenada, zwłaszcza wieczorem, tętni życiem, jest co robić, jest gdzie iść, jest co jeść, raz wypożyczyliśmy rowery i przejechaliśmy się bulwarem, który nie miał końca, nie dojechaliśmy do końca przez ponad godzinę. Dużo ogromnych, pięknych budynków, ale rozłożonych na dużej przestrzeni, więc nie przytłaczają. Plaże przedługaśne i bardzo szerokie, jedyne, co może przeszkadzać to kamienie. Srylion milionów kamieni. Choć dla bolących pleców są idealnym masażem :-).
Raczej rzadko trafiam do tak obleganych turystycznych miejscowości, ale nie żałuję ani trochę, że przyjechałem do Batumi. Szczególnie, że trafiła się idealna pogoda, bardzo ciepło! W życiu nie zjadłem tyle lodów i nie wypiłem tylu mrożonych lemoniad :-). I w takim miejscu można miło spędzić czas :-). Trochę trekkingu, trochę plażingu, a jutro do zwiedzenia piękny mam nadzieję park! A jak Ty wypełniasz swoją legendę? :-) Where it is going your life?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz