Podróż do Szkocji wpadła mi do głowy jakoś przypadkiem, zupełnie nie miałem jej w planach. Miałem być akurat na spotkaniu biznesowym w środkowej Anglii… i nagle myśl… właściwie skoro już tam będę, to czemu od razu nie objechać Szkocji, nie będę przecież latał dwa razy :-). I tym sposobem się tu znalazłem. Wypożyczyłem auto, bo na autobusy po bezdrożach Szkocji raczej nie ma co liczyć. Nie mam co prawda zbyt dużo czasu na pobyt tutaj, ale mam nadzieję, że spokojnie objadę najciekawsze miejsca.
Edynburg

Piękne miasto, to tutaj trafiłem najpierw (po krótkim postoju w miejscowości Eyemouth – są tam ładne klify). Gdyby nie kilka nowoczesnych budynków, to można by pomyśleć, że nadal trwają czasy Robin Hooda :-). Dużo klimatycznych zameczków, większość domów zrobiona z takiego jakby żółtego piaskowca - tylko poczerniałego ze starości (nie wiem jak się nazywa ten kamień), ciągnące się kilometrami przydrożne murki ułożone z polnych kamieni – to wszystko nadaje całości niezwykłego średniowiecznego klimatu. Tylko słynnych rudych Celtów już zbyt wielu tu nie widzę. Sporo obcokrajowców z Indii i Afryki, ale jeszcze nie tak dużo, jak w Londynie. Bardzo mnie zdziwiły tak gęste zabudowania na południu Szkocji, dom przy domku, spodziewałem się ich znacznie mniej. Zaskakująco dużo jest tu również bezdomnych, ale o dziwo – to chyba tylko Szkoci. Trochę to dziwne, myślałem że ten naród jest bardzo dumny i nie pozwala sobie na taki stan. Ale ci bezdomni… choć bezdomni, to nadal wyglądają na dumnych z tego, że są Szkotami. Dziwne uczucie, jakby im wcale nie przeszkadzało to, w jakiej są sytuacji. Może chcą tak właśnie żyć? Za to szalenie podoba mi się to, jak grzeczni i dobrze wychowani są Szkoci, z którymi miałem okazję zamienić kilka słów. Są tacy pomocni i kulturalni, niemal jakby byli angielskimi lordami. Bardzo fajnie :-).
Sam Edynburg, oprócz głównej ulicy Royal Mile, nie wiele ma do zaoferowania. Znaczy – większość z tego, co się tu dzieje, dzieje się właśnie na tej ulicy. Miasto jest co prawda bardzo rozległe (niska zabudowa), ale im dalej od centrum odchodziłem, tym mniej ciekawie było, ot po prostu ulice, domki, sklepiki. Fajna jest jeszcze plaża, ale jak na razie nic tam się nie działo, jeszcze nie ma sezonu.
Najpiękniejsze widoki można jednak wypatrzyć po wejściu na wzniesienie Holyrood Park niedaleko centrum. Są tam dwie górki, jedna przypomina klif a druga po prostu większy pagórek. Wszedłem tam i z powrotem w jakąś godzinę, więc szybciutko, ale widok jest obłędny – nie tylko na całe miasto, ale i na okoliczne jeziorka i przede wszystkim na morze. A dla rodzin z dziećmi polecam wejście na górę od tylnej strony, ma duże wypłaszczenie, nawet dość wysoko można podjechać autem. Koło jeziorka są parkingi. Warto pamiętać o czapce i kurtce bo na górze diabelnie mocno wiało, aż momentami ciężko było ustać na nogach. Do tego dużo zielonej trawy dookoła, naprawdę pięknie. Aaa, no i zaskakująco dużo jest tu biegaczy i to biegających nawet na sam szczyt tej góry, która miejscami ma całkiem strome i wąskie podejścia. Ale, żeby nie było różowo – osób otyłych w Szkocji jest równie dużo, jak tych biegaczy, interesująco silny kontrast :-).
Glasgow
Odlegle od Edynburga raptem tylko 60 km, a jakże inne. Ogromne, rozległe, multi kulturowe, kilkukrotnie więcej ludzi, setki sklepów, sporo turystów. Spodziewałem się, że będzie raczej miastem przemysłowym, ale zdecydowanie nie - jest kosmopolityczną stolicą tego regionu. Fajnie się tu czuję :-). Widać też, że ludzie lubują się w gotyckich klimatach – bardzo dużo osób jest wytatuowanych, z kolczykami na całym ciele, z ćwiekami w skórzanych ubraniach, z niebieskimi włosami, mocnym czarnym makijażem, itp. W sumie nawet fajnie to wygląda :-). Niech będzie, że to tacy nowocześni Celtowie :-). Do Szkocji przyjechałem przede wszystkim po piękne widoki w jej północnej części, ale po Glasgow po prostu miło się spaceruje i chłonie atmosferę tego miasta :-). Byłem już w największych muzeach świata, więc tutaj już jakoś do żadnego mnie nie ciągnie, chyba już mi się przejadły. Wystarczy mi po prostu spacer i jest miło :-). Na obydwa miasta wydaje się, że po 2 dni wystarczą na zwiedzanie. Spokojnie można wszystko tu w tym czasie obejrzeć, a nic jakiegoś szczególnie wartego uwagi, by tu zostać dłużej, nie znalazłem. Dopiero od jutra mam nadzieję oglądać kilka naprawdę ślicznych widoków, nie stworzonych ręką człowieka.