Jestem jednym z tych gości, którzy w "białym kołnierzyku" codziennie rano pomykają 50 km do pracy służbowym autem… Hmm, jakie to niezwykłe… być może minąłeś mnie po drodze, albo ja Ciebie, być może pomyślałeś, że niczego się nie dorobiłem, skoro jeżdżę służbowym autem, a może pomyślałeś, że mam szczęście, bo służbowe autko jest najlepsze… a może zupełnie mnie nie zauważyłeś, pochłonięty swoimi myślami. Ale czy wpadło Ci kiedyś do głowy, że ten handlowiec za kółkiem może za kilka miesięcy wyjechać w podróż dookoła świata? Ja czasem zastanawiam się, kim może być człowiek, którego mijam. Czasem stanę sobie w jakimś zatłoczonym miejscu i przyglądam się ludziom, którzy dokądś zmierzają. Wszyscy się gdzieś śpieszą. Każdy ma jakiś plan na dzisiaj. Może kolacja przy świecach, może mecz w TV, może spotkanie w sprawie pracy. Jest jednak coś, czego inni prawdopodobnie nie czują… Mogę patrzeć na tych ludzi i czuć się jakbym frunął, jakbym patrzył na to z góry, zupełnie niedotknięty tym chaosem, problemami życia codziennego, obowiązkami. Po prostu patrzę i wiem, że mam do zrobienia coś innego, coś większego niż umycie naczyń, odkurzenie mieszkania czy zrobienie zakupów. To niezwykłe uczucie, kiedy nagle przestaje mieć znaczenie, co mówią politycy, czego wymaga się w pracy, co leci w TV. Ciężko opisać to słowami, ale ma się wrażenie takie, jakby umysł był niczym nieskażony, jak niezmącona woda...
Świat też wygląda inaczej. Nagle patrzy się na świat jak na globus. Znikają granice i wszystko staje się dostępne i osiągalne. Przestają istnieć bariery, których nie dałoby się pokonać. Kwestia tylko znaleźć na nie sposób. Nie wiem czy mi się uda okrążyć ziemię, bo to ogromne przedsięwzięcie, ale wiem, że cała masa codziennych problemów przestała mieć znaczenie. Zmienia się myślenie. Zmieniają się priorytety. Wreszcie rzeczy istotne w życiu, lądują na pierwszym miejscu. To daje takie uczucie spełnienia, wrażenie, że czas nie ucieka przez palce, że nie tracę go na bzdury...
W ogóle czuję się jakoś wyjątkowo, inaczej, nie potrafię tego zdefiniować, ale to coś takiego, gdy czuje się dumę z siebie i z tego, dokąd człowiek doszedł. Nie mylcie tego z zarozumiałością. To nie uczucie wobec innych, ale wobec samego siebie. Podobne do tego, gdy dobrze wykona się jakąś pracę. Warto żyć dla tych odczuć…
Brzmi to pozytywnie, co? Ale niestety są też negatywne aspekty, które ostatnio zauważam. Wzmaga się stres, napięcie, nerwowość, niepokój. Każdego ranka boli mnie brzuch, jakbym zjadł coś szkodliwego (a odżywiam się bardzo zdrowo, więc to mało możliwe). Mam wrażenie, że nie mogę wziąć głębokiego oddechu. Do tego bolą mnie mięśnie karku, szyi. Czuję lekki strach przed tym, co będzie, co mnie spotka w podróży. Najgorsza jest ta niewiedza. Co będzie? Ciężko się uporać z tym wszystkim. Zwłaszcza, że muszę sobie z tym radzić sam. Niewiele osób chce o tym ze mną rozmawiać… niektórym jest przykro, że jadę, inni są zazdrośni, niektórzy źli, że muszą tyrać w tym kieracie. Najdziwniejsze, że jak pytam kogoś o marzenia, to każdy wspomina o podróży dookoła świata. Jednak realne jest to dla nich tylko, jak wygrają w lotto. A to nie prawda! Jeśli nie spełniasz marzeń dzisiaj, to nie spełnisz ich również, gdy wygrasz w lotto. Dlatego, że jedno z drugim ma niewiele wspólnego! I moja podróż to udowodni. To, że da się to zrobić bez wygrywania w lotto. Wiem, że nie będzie lekko, ale za to radość będzie większa.
Poza tym jest coś, co szczególnie dodaje mi sił. To widok słońca. Postrzegam je teraz w zupełnie inny sposób. Gdy rano jadę pod słońce, gdy widzę je jak wstaje, mam wrażenie, że jestem już w drodze, że właśnie wstałem, ubrałem buty, zarzuciłem plecak i ruszam w dalszą drogę przez trawę pełną rosy… Gdy słońce zachodzi - widzę je takie codziennie, gdy wracam z pracy - mam wrażenie, że kolejny dzień mojej podróży upłynął, że czas zdjąć już plecak i odpocząć. Śmieszne to wszystko, co? Jednak tak właśnie jest. Wszystko mi się wizualizuje w umyśle. To tworzy niesamowite uczucie, jakbym już był w tej podróży, jakbym już ruszył…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz