Przeczytałem kilka blogów/opowieści z przeróżnych wypraw i to, czego mi w nich brakowało to opisu przygotowań. Praktycznie wszystkie rozpoczynały się od dnia, kiedy autor wyruszył. Tylko czy ktokolwiek z Was wierzy, że ktoś ruszył w tak długą podróż zupełnie bez żadnego przygotowania? Byłby głupcem moim zdaniem, ponieważ ilość rzeczy, które trzeba sprawdzić czy przemyśleć jest tak ogromna, że musiałem zaopatrzyć się w profesjonalny program do tworzenia notatek (polecam Microsoft OneNote), żeby się nie pogubić w tym wszystkim (Excel nie dawał już rady). Od paru tygodni moja głowa to istne centrum analizy informacji! Zaprezentuję Wam tu mały wycinek, żebyście wiedzieli jak ogromne jest to przedsięwzięcie. W życiu codziennym nikt o tym nie myśli, bo nie ma takiej potrzeby, ale w mojej głowie jest po prostu kocioł:
"Jaką drogę wybrać? Przez Rosję czy przez Turcję/Iran? Jeśli pójdę przez Rosję, będę miał prawdopodobnie większe możliwości zdobycia po drodze wody i pożywienia, ale za to będzie tam zimniej, więc dojdzie dodatkowe obciążenie w postaci ciepłych ubrań. Nie znam zupełnie rosyjskiego, jak się dogadam? Normalni ludzie mogą być przyjaźni, ale policjanci już nie koniecznie. Jeśli będę szedł w kierunku Syberii, to wyląduję w Mongolii, a to oznacza, że stracę możliwość obejrzenia dużej części Azji, albo będę musiał spory kawałek wrócić wstecz. Jeśli skieruję się w stronę Indii, to ominie mnie Shaolin, jeśli pójdę w stronę Hong-Kongu, to minie mnie zwiedzanie Indii, Tajlandii i tamtych obszarów. Czy można sobie tak zwyczajnie przejść przez Chiny? Jakie zagrożenie czeka mnie ze strony komunistycznych chińczyków? Może lepiej ominąć ten kraj i wstąpić tam tylko do paru największych miast? Jakie mam inne drogi? Jeśli ruszę w stronę Turkmenistanu, to trafię prosto na Afganistan/Pakistan, stamtąd mogę się już nie wydostać. Ta droga odpada ze względu na zagrożenie. Szczerze mówiąc, jak się dobrze zastanowić, to wszędzie poza Europą jest cholernie niebezpiecznie, jak nie ze strony dziwnych chorób, to z powodu biedy a przez to większej przestępczości, z powodu skorumpowanych funkcjonariuszy policji, z powodu ekstremistów religijnych, z powodu groźnych zwierząt (i nie mam tu na myśli tygrysów, tylko np. węże, trujące żaby, moskity, pająki, skorpiony…), z powodu trujących roślin… Jaka inna droga? Między morzem Czarnym a Kaspijskim można by było przejść, ale tam jest Gruzja. Dzisiaj już jest tam spokojnie, ale skąd mam wiedzieć, że jutro znowu nie wjadą tam rosyjskie czołgi? Odpada ze względu na zagrożenie. Pozostaje więc droga dookoła morza Czarnego, w stronę Turcji. Będąc w tych okolicach fajnie byłoby wstąpić do Dubaju, zobaczyć, co tam szejkowie stworzyli. Droga przez Irak odpada z wiadomych względów, Droga przez Iran też będzie średnio bezpieczna, a potem i tak trzeba by przeprawiać się morzem. Pozostaje droga przez Syrię, Jordanię i Arabię Saudyjską prosto do Emiratów. W dodatku arabski jeszcze mniej zrozumiem niż rosyjski. No i skąd ja wezmę na tej pustyni jedzenie? Przecież nie wezmę ze sobą zapasów do plecaka. Można by kupić jakieś auto ewentualnie, albo poszukać autobusu. Ale to też nie zmienia zbyt wiele. Jak dotrę do Bahrajnu to stamtąd brzegiem morza będzie już prościej. Tylko właśnie… jak dotrę. Biorąc pod uwagę ekstremizm Muzułmanów, może się okazać, że to nie będzie takie proste. Sam fakt, że jestem z Europy może być dla nich powodem do agresji. Ale co mam z tego powodu kupić sobie Koran i wciskać wszystkim po drodze, że jestem Muzułmanem? Bez sensu. Trzeba sprawdzić, jak to myślenie ma się do rzeczywistości. Tu trudnością będzie zdobycie pożywienia, za to nie będę musiał dźwigać zbyt dużo ciężkich ciuchów. Za to na niewiele zda mi się tutaj hamak, bo pewnie nie znajdę po drodze żadnych drzew, trzeba będzie więc wziąć matę samo-pompującą. Ok., tylko jak się potem wydostanę z Dubaju? Jak przepłynę na drugą stronę morza, to trafię do Iranu i Pakistanu – średnio fajnie. Lepiej byłoby przeprawić się łodzią prosto do Bombaju. Stamtąd mam otwartą drogę do Kalkuty, albo na około przez Malediwy i Sri Lankę. Z Kalkuty jest dość blisko do Nepalu, tylko czy tam można się dostać, gdy Chiny tam próbują zaprowadzić własny porządek? W sumie dobrze byłoby iść przez Nepal, bo mógłbym ominąć Bangladesz – tam też jest, zdaje się, jakaś napięta sytuacja, w dodatku wizę można zdobyć tylko w Berlinie. Kolejny kraj to Birma, liczę na to, że brzegiem morza da się tamtędy przejść w miarę łatwo, żeby trafić do Bangkoku. Stamtąd mam drogę otwartą w kilka stron. Kurcze tylko znowu Shaolin ominę :-(. Trudno. W wielu punktach będę stykał się z jeziorami i morzami, przydałoby się to wykorzystać, tylko gdzie ja wcisnę w plecaku wędkę? Będzie mi przeszkadzać. Lepszą opcją będzie sieć. Tylko skąd mam wziąć małą sieć rybacką? I jak się tego w ogóle używa? Trzeba sprawdzić, jakie ryby nadają się do jedzenia. Czy jest jakiś prosty sposób na odsalanie wody morskiej? Jeśli nie, to jak ją będę nieść? Przydałby się cammelbak w plecaku – pamiętać sprawdzić na aukcjach. Dopisać jeszcze do sprawdzania ceny telefonów satelitarnych, czy są wodoodporne, czy da się nimi uzyskać połączenie internetowe, czy płaci się abonament czy za przesył danych. Trzeba jeszcze w jakiś sposób zasilać notebooka. W tym klimacie, gdzie słońca raczej mi nie zabraknie, świetnie może się sprawdzić bateria słoneczna. Jaką trzeba wybrać żeby zasilało notebooka? Pewnie ze 30 W. Może lepiej połączyć 2 po 15 W? W ogóle da się tak zrobić? Sprawdzić to. Hmm… trzeba pomyśleć o zabraniu witamin, tylko jak? Przecież nie wezmę zapasu na cały rok. Aaaa, trzeba sprawdzić ceny w każdym kraju po drodze, sprawdzić używaną walutę, sprawdzić możliwość używania kart kredytowych i czeków podróżnych. Jaki bank w Polsce realizuje czeki? Trzeba sprawdzić. Przy okazji notebooka – pamiętać o przemyśleniu sposobu wykonywania kopii zapasowej. Jak ktoś go po drodze ukradnie, to przynajmniej zdjęcia zostaną na pendrive. Trzeba zobaczyć na portalach turystycznych, co warto zobaczyć w tych krajach. Trzeba zapoznać się z obyczajami w każdym kraju, głupi błąd może kosztować mnie sporo kłopotów. Muszę pamiętać o zanotowaniu adresów wszystkich placówek dyplomatycznych. A przy okazji trzeba sprawdzić, które wizy mogę wyrobić już teraz, a które są ważne np. tylko przez parę miesięcy i czy ewentualnie można ja uzyskać na granicy. Pogoda – to też trzeba sprawdzić. Tylko gdzie? Może agencje turystyczne – tam często podają średnie temperatur. Dopisać to do notatek. Trzeba pamiętać o rzuceniu okiem na przepisy lokalne każdego kraju, co wolno, a czego nie – może to będzie na stronach MSZ. Cholercia, przydałby się GPS, przecież nie będę targał ze sobą atlasów…"
Noo, to tak w skrócie przedstawiłem cykl przygotowań, który odbywa się w mojej głowie każdego dnia. Milion pytań – połowa bez odpowiedzi, kolejna połowa do sprawdzenia…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz