Nie lubię wracać do Polski. Za każdym razem, gdy tu wracam, to czuję się tu obco. To nie jest przyjemny kraj. Długo się biłem z myślami, czy napisać takiego dołującego posta, ale to jest przecież blog o moich emocjach, a od kiedy postawiłem nogę na lotnisku, to męczy mnie emocjonalny dół. Już jak przed odlotem usłyszałem grupy rodaków mówiące polskim językiem, już wtedy czułem, że lecę w złym kierunku. Jednak jak zobaczyłem, po wyjściu z lotniska, te wszystkie naburmuszone twarze, szarość, ponury klimat i jakiegoś pijanego prostaka wyzywającego ludzi dookoła, to wiedziałem, że będzie ciężko. Za każdym razem tak jest. Beznamiętna anonimowość, dookoła spojrzenia bez uśmiechu, oczy bez odrobiny radości... ból głowy. Polska to piękny kraj, kraj ogromnych możliwości i wielkiej różnorodności, ale tyle rzeczy, ile tu zostało spierdolonych, to cud, że on w ogóle jeszcze jakoś funkcjonuje. Nie dziwi mnie brak wiary u ludzi w lepsze jutro, ani to, że już nikomu nie chce się tutaj o nic walczyć. Każdy robi tylko tyle, by przetrwać następny dzień. Bez namiętności, bez pasji, bez wiary, bez idei. Najmocniej to widać i czuć, gdy wraca się z krajów pełnych życia i pozytywnych emocji, kontrast jest ogromny. Dlatego jednocześnie kocham ten kraj i nienawidzę. Kraj wielkich możliwości... wielkich i zmarnowanych możliwości. Już raczej nie będzie kolejnego Piłsudskiego, który złapie ten kraj za pysk i poprowadzi silą ręką, a jak będzie, to nikt mu nic nie pozwoli zmienić. Dlatego właśnie pewnie całe życie będę gonił za zachodami słońca, w poszukiwaniu miejsca, które każdego dnia będzie przepełniać mnie spokojem i uśmiechem.
Nie lubię tu wracać...