środa, 28 września 2011

14 miesięcy później...

Uwielbiam zapach wiatru. Nie zwyczajnego wiatru, tylko tego pachnącego morzem. Zawsze zatrzymuję się wtedy na chwilę, zamykam oczy i pozwalam, by muskał mi twarz. Czuję się, jakbym stał nad samym morzem. A to jest dla mnie jak afrodyzjak. Przypomina mi wypady do Sopotu, pracę w Dźwirzynie, kemping we Władysławowie i masę przygód z Podróży.
Właśnie... z Podróży... dużo czasu zajęło mi ogarnięcie się po niej. Co tu dużo mówić, oszukali mnie i okradli, a to wszystko przez moją naiwność. Dlatego tyle czasu zajęło mi pozbieranie się. Nie z powodu jakiejś straty finansowej, tylko z faktu, że nie udało mi się zrealizować mojego marzenia z powodu własnego błędu.
Jednak nie zna mnie ten, kto myśli, że kiedykolwiek się poddam. Że kiedykolwiek przestanę spełniać swoje marzenia. Przecież życie toczy się dalej, a wygranym jest ten, kto walczy. A ja walczę zawsze, dopóki nie osiągnę swojego celu.


Już 1 października wracam z plecakiem po kolejna przygodę. Tym razem w Norwegii. Jadę na 10 dni pooglądać fiordy. Spać pod namiotem. Piec rybki nad ogniskiem. Rozkoszować się naturą. Spełniać marzenia...

3 komentarze:

  1. I na ten wpis warto było czekać...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś po prostu niesamowity i bardzo odważny, że wybrałeś się w te wszystkie podróże... Ja sam chciałbym przeżyć coś takiego, tylko nie wiem, za co się zabrać...

    OdpowiedzUsuń