sobota, 27 lutego 2010

Ciekawa lekcja…

…mnie dzisiaj spotkała. Sprzątałem w mieszkaniu stare graty. Niedługo wyjeżdżam na dość długo, więc nie ma sensu, żeby niektóre rzeczy dalej trzymać. Żyjąc normalnie, człowiek po prostu odkłada wszystko na strych/do komórki/do piwnicy. Nikomu zwykle nie chce się sprzątać, poza tym jak to mówiła moja babcia "wszystko może się przydać", więc wiele osób trzyma masę niepotrzebnych rzeczy. Jednak gdy w perspektywie jest dłuższy wyjazd, to wiadomo – trzeba trochę ogarnąć te stery niepotrzebnych śmieci. No i wśród nich wygrzebałem jakiś stary komputer, który chciałem sprzedać… 10 lat temu :-). Miał jeszcze dysk wielkości 13 GB :-). Od dawna się takich nie produkuje. Poszedłem z nim na śmietnik, no bo na co mi to w domu. Nagle biegnie do mnie jakiś starszy sąsiad i krzyczy z daleka:

- panie, nie wyrzucaj Pan tego!

- ale to jest nic nie warte – mówię.

- ale ja zbieram to na złom!

I zabrał mi to, dopominając się, że jak będę miał jeszcze, to żeby mu pod drzwiami zostawić. Przeraziła mnie ta myśl. Spotkało się właśnie dwóch facetów z tak skrajnie różnymi oczekiwaniami od życia. Dla jednego kupka złomu decyduje o jego być albo nie być. A drugi myślami jest już w Indiach, w Tajlandii, na Bora Bora... a co jeśli kiedyś i mnie spotka taki los? Co, gdy kiedyś ja będę musiał zbierać złom, żeby mieć na jedzenie? Każda taka sytuacja upewnia mnie, że to co robię jest najlepszą rzeczą, jaką mogę dla siebie zrobić. Nie wolno czekać ze spełnianiem marzeń, bo może się zdarzyć, że za jakiś czas już zupełnie nie będziemy mieć do tego możliwości. Można czekać, żeby dojrzeć do spełnienia jakiegoś marzenia, ale w żadnym wypadku nie powinno się ich odkładać na później, bo najzwyczajniej w świecie można nie zdążyć. Co prawda nawet spełniając największe marzenia, zdarzają się czasem ciężkie dni, nawet u mnie, kiedy po prostu nie chcę nawet o tej podróży myśleć, kiedy mam wrażenie, że przejadło mi się to już, gdy jestem przywalony ogromem tego marzenia… jednak nigdy nie miałem nawet sekundy wątpliwości, by to zrobić, a moja determinacja jest tak duża, że bez problemu wygrywa ze wszystkimi przeciwnościami losu!

Masz marzenia? Nie czekaj z ich spełnieniem. Kiedyś może przyjść dzień, gdy jedyne co będziesz mógł zrobić, to zbierać złom, bo inaczej nie będziesz miał co jeść. Nie zwlekaj więc ani chwili. Zacznij spełniać swoje marzenia. Już dzisiaj. Teraz.

niedziela, 21 lutego 2010

Kurs pierwszej pomocy

Wczoraj byłem na profesjonalnym szkoleniu z pierwszej pomocy. I powiem Wam, że to jest coś, co każdy powinien obowiązkowo przechodzić przynajmniej raz na 2 lata. Wiele istnień ludzkich można by dzięki temu uratować. Wiadomo, że jeden dzień ćwiczeń i teorii nie czyni z nikogo ratownika, ale lepsze to niż nic. Przecież, gdy można komuś pomóc, to zawsze lepiej jest zrobić cokolwiek niż nic. Polecam taki kurs wszystkim. Koszt wacha się w okolicach zaledwie 130 – 150 zł za taki dzień szkolenia. Czy to dużo? Zdecydowanie nie. Zwłaszcza, że życia Twojego dziecka, czy rodziny nie da się wycenić. Czy wiesz, jak to zrobić bezpiecznie? Czy w ogóle wiesz, jak to zrobić? Dzięki temu możesz też pomóc sam sobie, gdy się okaże, że stało Ci się coś, gdy byłeś całkiem sam. W sumie dla mnie to właśnie była największa motywacja do uczestnictwa. Nie wiem przecież czy właśnie w takiej sytuacji nie znajdę się już niedługo, a ja tam wolę być przygotowany :-). Poza tym chcę mieć czyste sumienie, gdy zdarzy się przy mnie jakiś wypadek. Nie chcę robić tłumu, tylko umieć skutecznie kogoś utrzymać przy życiu przynajmniej przez kilkanaście minut, do przyjazdu pogotowia. Zastanówcie się nad tym. Większość z nas nie pamięta już, co było na lekcjach w szkole, z resztą na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat sporo się w tym temacie zmieniło. Już np. nie sprawdza się tętna podczas wstępnego badania. No bo po co? Skoro jest oddech to jest i tętno. A jak oddechu nie ma, to tętna zaraz również nie będzie. Nie mówiąc już o tym, że w stresie ciężko pewnie wyczuć tętno pod palcami. Zmieniła się też częstotliwość wdechów i masażu serca. Mnie np. uczono o 15 uderzeniach w serce i 1 wdechu. Dzisiaj sugerują 30 uderzeń na 2 wdechy. Zauważcie przy tym, że robiąc masaż serca, przy okazji pompuje się również powietrze do płuc. Bardzo fajnie się przeszkoliliśmy w tym zakresie na manekinach. Także drogie panie :-), właśnie powiększyłem swoje umiejętności w metodzie usta-usta oraz w masażu serca :-))))). Gdyby trzeba było pokazać, jak to robić, to chętnie pomogę :-))).

wtorek, 9 lutego 2010

Nieoczekiwana zmiana trasy

Tego to nawet ja się nie spodziewałem :-). To jednak pokazuje, że muszę zachować większą elastyczność. Jeden z najgłówniejszych punktów trasy… Dubaj, prawdopodobnie całkowicie wypadnie z trasy. Niestety możliwość dostania się do tej krainy (która podobno jest stworzona właśnie dla turystów), po prostu graniczy z cudem. Aby tam wjechać trzeba mieć zaproszenie z wewnątrz (tzw. promesa od sponsora), albo zakupić wycieczkę turystyczną (wtedy promesę wystawiają linie lotnicze lub hotel, które to trzeba zarezerwować wcześniej – oczywiście w szalonych cenach). Być może się mylę, ale z tego, co wyczytałem to nie ma opcji na dostanie się do tego kraju tak po prostu z krajów ościennych bez tego dokumentu. Wygląda na to więc, że będę musiał udać się do Jemenu, ewentualnie Omanu i stamtąd dopiero zabrać się statkiem. Jest jeszcze opcja wjechać z Jordanii do Egiptu i spróbować zabrać się statkiem już na początku morza Czerwonego. A może spróbować tylko lądem przez Arabię, Kuwejt, Iran, Pakistan? Sam już nie wiem. Muszę to przemyśleć. Gdybym chociaż miał jakąś pewność, że sporo statków zatrzymuje się w Jemenie przed podróżą przez Morze Arabskie i że płyną w stronę Mumbaju albo Malediwów, wtedy byłoby mi łatwiej podjąć decyzję. A tak może się okazać, że ten półwysep będzie "ślepą uliczką" i będę musiał zawrócić. Ma ktoś jakiś pomysł? :-)

poniedziałek, 8 lutego 2010

Chcę…

Dlaczego nie chcę lecieć samolotem? Dlaczego nie chcę spać w "normalnych" hotelach? Dlaczego nie kupiłem tej wycieczki w biurze podróży? Dlaczego nie jadę samochodem? Dlaczego… ?

Dlatego, że bardzo chcę poczuć rosę pokrywającą rano mój śpiwór… chcę zasnąć w przy wieczornym cykaniu świerszczy… chcę czuć zapach żywicy… zapach świeżej trawy… chcę widzieć każdego ranka różowe chmury i wschodzące słońce… chcę coś spróbować sam upolować i przyrządzić… chcę poczuć zapach Indii i smak Chin… chcę zobaczyć czerwone kropeczki na czołach hindusek… chcę zmoknąć w Kambodży w porze deszczowej… chcę pragnąć wody na pustyni Arabii Saudyjskiej… chcę czuć zapach ryb w portach… chcę poczuć smak słonej wody na statku… chcę zobaczyć kangura na wolności… chcę pobujać się na hamaku między palmami… chcę dotknąć białego piasku na Malediwach… chcę zobaczyć buddyjskich mnichów w pomarańczowych szatach… chcę się spróbować w trudnych sytuacjach… chcę lepiej poznać siebie… chcę pobyć trochę sam na sam ze sobą… chcę czuć tą podróż wszystkimi zmysłami… czuć nowe zapachy… smakować nowe rzeczy… dotykać niespotykane wcześniej przedmioty…

Właśnie dlatego nie lecę samolotem… nie kupiłem wycieczki w biurze podróży… nie jadę samochodem… bo chcę czuć tą podróż całym sobą.