piątek, 22 stycznia 2010

Jak w prosty sposób spełniać DUŻE marzenia?

"Podróż dookoła świata" - brzmi imponująco, co? Wręcz niewiarygodnie. Mało kto wierzy w możliwość zrobienia czegoś takiego przez zwyczajne, przeciętne osoby. Ja oswajam się z tą myślą od roku i do tej pory nie mogę pojąć ogromu takiej wyprawy. Ja? W podróży dookoła świata? To jest niewiarygodne nawet dla mnie. Przecież to jest tak wielka podróż, przez tak niezmierzone obszary, przez setki tysięcy kilometrów… tyle niebezpieczeństw czeka po drodze… to jest praktycznie niewykonalne… ale czy naprawdę tak jest?

Dlaczego ja mogę jechać dookoła świata a Ty niby nie? Przecież niczym się od Ciebie nie różnię. Jestem wyjątkowy… tak. Tak samo wyjątkowy, jak Ty! Myślisz, że podróżowanie do egzotycznych krajów jest tylko dla pana Cejrowskiego i bogatych biznesmenów z USA? A może masz inne marzenie, ale wydaje Ci się tak wielkie, że na pierwszy rzut oka niemożliwe do zrealizowania?

Może więc po prostu trzeba zmienić sposób patrzenia na własne marzenia?

Jakiś czas temu, gdy chodziłem na studia, na lekcjach programowania profesor rzucał nam jakieś zadanie… dla nas totalnie niewykonalne. Patrzeliśmy po sobie i nikt nie wiedział, o co w ogóle mu chodzi, a co dopiero jeszcze to zadanie zrobić. Podał nam wtedy banalnie prostą zasadę, której wartość poznałem najbardziej, właśnie przy przygotowaniach do tej podróży. Jest tak prosta, że aż wstyd o niej nie pamiętać, ale niestety ludzie często w ogóle jej nie znają:

PODZIEL JEDNO WIELKIE ZADANIE NA WIELE MAŁYCH, A WTEDY WSZYSTKO STANIE SIĘ PROSTE!

Banalne, prawda? No pewnie, że tak. Podam przykład: jechaliście kiedyś w góry, albo nad morze? Był do pokonania odcinek drogi, powiedzmy Warszawa - Gdańsk. Braliście autko, rodzinkę i jazda. Na miejscu szukaliście miejsca na nocleg, a po paru godzinach już leżeliście na plaży. A do Zakopanego na narty? To samo, tylko zamiast piasku był śnieg. W takim razie czym się różni od tego podróż Warszaw - Lwów? A potem Lwów - Istambuł? A potem Istambuł - Damaszek? Damaszek - Dubaj? Itd. dookoła świata… To jest dokładnie to samo – jazda z punktu A do punktu B, zmienia się tylko otoczenie. Może ludzie mówią troszkę inaczej, ale czy naprawdę potrzeba znać wszystkie języki świata, żeby sobie poradzić? Zastanówmy się. Znasz angielski? Na co Ci się to przyda w Gwatemali, gdzie wszyscy mówią po hiszpańsku? Znasz Hiszpański? Co Ci po tym w Rosji? Czy nieznajomość języków przeszkadza w tym, żeby się dogadać? NIE. Przecież w sklepie wystarczy pokazać palcem, co chcemy kupić i odliczyć zapłatę. A w gościnie? 0,5l. podobno rozwiązuje wszystkie języki :-). Zawsze jest jakiś sposób, żeby sobie poradzić i jakoś się porozumieć. Trzeba po prostu uwierzyć trochę w swoje możliwości.

Być może czytasz tego bloga i myślisz… rany ale on ma zapał i jakie marzenia, i jaką odwagę… ale zdradzę Ci sekret… ja się niczym od Ciebie nie różnię. Przez 15 ostatnich lat siedziałem za komputerem, raz na jakiś czas wyjeżdżając na wakacyjne wycieczki. Ot zwyczajny chłopak, z przeciętnym życiorysem. Dlaczego więc ja jadę a Ty tylko marzysz? Nie wiem jakie masz marzenia. Podróż dookoła świata to tylko przykład. Wiem jednak, że każdy z nas marzy i każdy chce spełniać marzenia, ale nie każdy to robi. Czasem brakuje po prostu odwagi. Pomyśl czego potrzeba, by spełnić swoje marzenie, podziel to na mniejsze kawałki i cierpliwie odhaczaj na liście jedną pozycję za drugą. Jak uświadomisz sobie, że tak naprawdę wszystko jest w naszym zasięgu, co tylko sobie wymarzymy, to zrozumiesz, że tylko od Ciebie zależy czy będziesz tylko marzył, czy również spełniał swoje marzenia. Nie bój się niepowodzenia! Przecież nie masz nic do stracenia próbując! Poza tym jak nie uda się raz, można spróbować kolejny! I nie bój się, że jak spełnisz swoje największe marzenie, to Twoje życie stanie się puste, bo już nie będziesz miał do czego dążyć. Lepiej pomyśl czy życie nie jest puste, jeśli marzeń nie spełniasz!

Trzymam za Ciebie kciuki! Bo niby dlaczego miałoby Ci się nie udać? Czemu nie miałbyś spróbować? Przecież to Twoje życie! Kto ma spełnić Twoje marzenia, jak nie Ty sam? A możesz mi wierzyć… radość ze spełniania marzeń jest niesamowita :-). Warto po to właśnie żyć!

czwartek, 7 stycznia 2010

Gadżety :-)

Tak, to jest coś, co tygryski lubią najbardziej :-). Jak prawie każdy facet, ja też uwielbiam różne nowinki techniczne, gadżety i sprytne rozwiązania. Postanowiłem napisać o tym, jakie pomysły mi wpadły do głowy i w jaki sposób rozwiązałem nimi niektóre problemy.

Rozwiązania, które się sprawdziły:

  1. Zegarek

    Mój wybór to Casio PRW-1500. Wodoodporny aż do 200 metrów pod wodą (do 20 atmosfer), kompas, termometr, barometr, wysokościomierz, pływy, fazy księżyca, strefy czasowe, podświetlanie tarczy, czas synchronizowany kilka razy dziennie z zegarem atomowym, bateria słoneczna… czy można od zegarka oczekiwać więcej? Moim zdaniem wybór najlepszy z najlepszych, bo choć ma tyle funkcji, to jest lekki i relatywnie tani w stosunku do oferowanych możliwości.

  2. Netbook

    Netbook, czyli mały notebook :-). Mam na myśli wielkość ekranu od 8" do 10". Ważą zwykle nie więcej niż kilogram, nie są drogie, bateria potrafi trzymać nawet 8 godzin, świetne rozwiązanie na możliwość używania w połączeniu z GPSem i wyświetlaniem mapy. Idealna rzecz dla skomputeryzowanych podróżników :-). I w końcu na czymś trzeba tego bloga pisać! A tak na serio, kopia zapasowa zdjęć, ich obróbka, możliwość pisania maili, rozmowa przez Skype – to bezcenne możliwości tego rozwiązania.

  3. GPS

    Rozwiązań są setki. Mogą być zarówno odbiorniki z wyświetlaczem jak i bez, ale za to z połączeniem Bluetooth. Zastanawiałem się nad odbiornikiem z wyświetlaczem, ale jakoś nie przemawia to do mnie. Jeśli nie wyświetli mi mapy terenu (a nie słyszałem o tym, żeby były zobrazowane dokładne mapy całego świata), to co mi po tym, że mi pokaże gdzie jest północ? Albo pokaże mi kraj i mnie w jakimś miejscu, bez wskazania drogi do docelowej miejscowości. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem w moim przypadku będzie GPS bez wyświetlacza, ale z możliwością w każdym momencie podłączenia go do Google Eart (pisałem o tym w poprzednim wpisie). Dodatkowo nowe rozwiązania mają możliwość logować przebytą trasę, do późniejszego zobrazowania tego np. w Google Maps. Będzie to również pomocne do geotagowania zdjęć ( o tym w następnym punkcie). Takie urządzenia są mniejsze, lżejsze, działają bardzo długo na baterii (nie tracą energii na zasilanie wyświetlacza), można je połączyć z komputerem, można je ładować z komputera… Najnowsze rozwiązania potrafią korzystać ze wszystkich systemów GPS na świecie, a nie tylko z amerykańskiego, dzięki czemu do dyspozycji mamy 60 satelitów a nie 12 (to zwiększa szybkość połączenia i dokładność wskazania). Trzeba również zauważyć, że w nowoczesnych rozwiązaniach jest chip, który nie wymaga widoczności nieba. Urządzenie można wrzucić do plecaka i wejść do sklepu, a i tak będzie cały czas wskazywać pozycję. Sprawdziłem to i działa. Przykładowe propozycje takich urządzeń można znaleźć w Wikipedii.

  4. Tagowanie zdjęć (geotagging)

    Ciekawostka informatyczna :-). Posiadając GPS można dodawać do zdjęć znaczniki wysokości i szerokości geograficznej. Dzięki temu można wyświetlić zdjęcie na mapie dokładnie w miejscu jego zrobienia. Trzeba tylko pamiętać, że czas komputera, aparatu i GPS musi dokładnie się zgadzać ze sobą, bo tylko na tej podstawie można przypisać znacznik pozycji do danego zdjęcia.

    Programy, które pomogą nam to wykonać to:

  1. Galeria zdjęć on-line

    Długo się zastanawiałem, gdzie umieścić zdjęcia. W zasadzie nie tyle zastanawiałem, co szukałem. Wiem… większość osób używa Picasy z firmy Google. Owszem fajne rozwiązanie, jak chce się pokazać fotki z jednej wycieczki, które mają łącznie nie więcej niż 1 GB. Taka bowiem jest pojemność standardowego bezpłatnego konta na Google. Każdy kto trzymał w dłoni aparat bez problemu domyśli się, że 1 GB, to kwestia pstryknięcia zaledwie kilkuset zdjęć. Tyle można bez problemu pstryknąć w parę dni. Dlatego musiałem znaleźć lepsze rozwiązanie. I tu z pomocą przychodzi Microsoft :-). Na stronie home.live.com można sobie założyć konto, które daje nam aż 25GB pojemności za free (jeśli umiejętnie skompresujecie zdjęcia, to szybko nie wyczerpiecie tej pojemności). To świetna propozycja zarówno na backup zdjęć które każdy z nas ma, ale szczególnie dla podróżników, bo można nie tylko przedstawić swoje galerie, ale również trzeba brać pod uwagę jako zabezpieczenie przed możliwością utraty czy zniszczenia sprzętu w czasie podróży. A co zostanie nam oprócz zdjęć? Wspomnienia z czasem się zacierają…

  2. Pendrive

    Dobra alternatywa dla kopii zapasowej najważniejszych danych. Pendrive o pojemności 16GB można już dostać za kilkadziesiąt zł. Bez problemu można również znaleźć rozwiązania wodoodporne. Zaletą jest mała wielkość. Nie ma się co oszukiwać, świat jest pełen przestępstw, łatwo okraść turystę z aparatu czy laptopa, bo są duże i widoczne z daleka. Sprzęt może się również uszkodzić przy upadku, spalić przy podłączeniu do napięcia czy po prostu zamoczyć. Malutki wodoodporny pendrive jest szansą na uratowanie bezcennych danych. Lepiej o tym pomyśleć zawczasu.

  3. Notatki

    Pisałem już kiedyś o tym. Firma Microsoft oferuje niesamowity produkt o nazwie OneNote, który pozwala trzymać tysiące stron notatek w czytelny i intuicyjny sposób. Można w nim tworzyć sekcje, grupować je, w każdej z nich można tworzyć strony, artykuły. Nigdy wcześniej nie widziałem tak niesamowitego rozwiązania, dającego takie możliwości. To jest coś podobnego do tablicy trójwymiarowej. Excel służący wielu osobom do tworzenia notatek jest dwuwymiarowy. Można tam tworzyć tylko zakładki. Nie da się utworzyć np. zakładki na rok 2010, a w niej 12 zakładek z miesiącami, a w każdej dodatkowe strony dla różnych tematów. OneNote to umożliwia. Co więcej każda strona jest odrębnym plikiem, który można sobie przenosić dowolnie bez otwierania programu. I najważniejsze! Nie ma możliwości utraty danych jak w przypadku niezapisanych dokumentów Word czy Excel. Tutaj bowiem każda wpisana literka ląduje od razu w pliku a nie w pamięci podręcznej. Polecam!

  4. Synchronizacja danych

    Dla mnie to synonim dla automatyzacji tworzenia kopii zapasowej. Utraciłem kilka razy w życiu dane zbierane latami. Od ostatniego razu obiecałem sobie nigdy więcej do tego nie dopuścić. Dlatego stosuję takie rozwiązania:

  • Synchronizacja ręczna:

    Total Commander. Wystarczy wskazać 2 foldery i wybrać z menu opcję Synchronizuj. Program pokaże, które pliki są takie same, a które należy usunąć, nadpisać czy przekopiować. Fajna rzecz, żeby w szybki sposób zrobić "lustro" wybranego folderu (oczywiście zakładam, że mówimy o tysiącach plików a nie o kilku).

  • Synchronizacja automatyczna:

    BestSync 2009. Program nie jest doskonały i niestety płatny. Jednak ma ciekawą funkcję monitorowania zmian. Co to daje? W momencie np. skopiowania do wybranego folderu nowego zdjęcia, jest ono natychmiast kopiowane do folderu kopii. Nie ma tak zwanej dziury w oknie backupowym. Przykładowo jeśli robisz ręczną kopię zapasową raz dziennie, to wszelkie zmiany pomiędzy backupami zostaną utracone w przypadku awarii. Ten program potrafi ten problem rozwiązać za pomocą ciągłej "obserwacji" wybranych folderów.

  • Automatyczna kopia zapasowa:

    Cobian Backup. Świetny program, darmowy, do tworzenia kopii zapasowej. Dzięki niemu można zautomatyzować backup. Używam go od wielu lat i działa świetnie. Jedyne czego mi tu brakuje, to monitorowanie zmian w czasie rzeczywistym, ale często nie jest to potrzebne.

  1. Filtr słomkowy z jonami srebra

    Ciekawy przedmiot przydający się w sytuacji krytycznej, gdy musimy się napić wody, a jedyna jaka jest do dyspozycji pochodzi z brudnej kałuży. Dzięki takiemu filtrowi możemy uratować się od zakażenia groźnymi bakteriami, które mogłyby spowodować problemy z żołądkiem.

  2. Hamak z moskitierą

    Pisałem o tym jakiś czas temu. Krótko o zaletach: lekki, mieści się w kieszeni spodni (materiałowy oczywiście), trzyma z dala od wilgotnej ziemi, mrówek, węży, skorpionów i chroni przez owadami. Wady? Jeszcze nie wiem :-). Być może nie jest najwygodniejszy w spaniu, ale tego jeszcze nie sprawdzałem :-).

Rozwiązania, które sprawdziły się średnio:

  1. Bateria słoneczna

    Szczerze mówiąc nie wiem czy to rozwiązanie działa czy nie :-). Niestety pogoda w Polsce jest tak beznadziejna a słońce tak słabe, że nie udało mi się naładować baterii słonecznej (kupiłem baterię High Capacity Solar Charger Battery for PC Laptop + Mobile Phone). Być może inaczej będzie działać w Arabii Saudyjskiej. A może po prostu mam uszkodzony egzemplarz :-(. W każdym razie są też inne plusy oprócz darmowej energii:

  • Urządzenie potrafi kumulować energię (czyli jest jak dodatkowa bateria)
  • Urządzenie można ładować prądem z sieci i z zapalniczki samochodowej
  • Urządzenie potrafi ładować wiele różnych przedmiotów (za pomocą wymiennych końcówek) od aparatów, przez mp3, po laptopy.
  • Bateria jest wielkości A5 (niewiele większa od 10" netbooka), płaska i lekka.

Rozwiązania, które się nie sprawdziły:

  1. Telefon satelitarny

    Koszmarnie drogie! Wymyśliłem to sobie dla bezpieczeństwa i możliwości komunikacji z Internetem. Niestety choć koszt urządzenia nie jest aż tak drogi w porównaniu do zwykłych telefonów (około 3000 zł), to karty z impulsami są po prostu beznadziejnie drogie. Przykładowo karta na 100 impulsów kosztuje około 400 zł, z czego połączenie z Internetem "zżera" na starcie 20 impulsów, a potem po jednym co kilka minut. To jest po prostu wielka przesada. Może za jakiś czas coś się zmieni w tym temacie wraz z postępem technologicznym, ale na dzień dzisiejszy, to bezsens.